Tym razem dedykacja dla Rudej,
która sprawiła mi dużą przyjemność,
gdy tak mocno ucieszyła się z mojego powrotu!
Nigdy
nie chciałam brać udziału w tego rodzaju rodzinnych spędach, tym
bardziej, że ja nawet nie byłam członkiem tej rodziny. No, ale
skoro się już zgodziłam, to zasiadłam na odsuniętym przez Filipa
krześle, uśmiechnęłam się miło do wszystkich, a pan Czarnecki
poprawił swój granatowy krawat, dopasowany odcieniem niemal
idealnie do sukienki żony i rzekł z dumą w głosie:
–
To
jest Nicola, przyjaciółka Filipa.
Trochę
się zawstydziłam i skrępowałam. Spuściłam głowę, a potem
podnosząc ją, poprawiłam grzywkę za ucho, bo niefortunnie zaczęła
przysłaniać moją widoczność.
Jeden
z braci, ten o imieniu Kamil, przeprosił za spóźnienie i odsuwając
krzesło strasznie nim szurnął. Obrócił je w taki sposób, by móc
zasiąść na nim okrakiem. Niespodziewanie padło pytanie o jego
żonę, choć sądziłam, że najpierw doczepi się ktoś tego w jaki
sposób siedzi. Widać było, że tema jego ślubnej nie należy do
jego ulubionych. Szczerze to nie dziwiłam mu się, bo czemu miał
się niby spowiadać ze swojego prywatnego życia na forum rodziny?
Jak
ktoś tak młody, i tak przystojny za razem, może mieć żonę?
Przecież on ma idealne predyspozycje do czerpania z życia tego co
najlepsze – zastanawiałam się w myślach.
–
Mówiłem
od razu, ja mówiłem – rzekł ojciec całej tej zgrai. – Od
początku mówiłem, że Oliwia nie jest…
–
Ale
za ślubem tatuś był – warknął Kamil z ironicznym uśmieszkiem.
–
Jak
już była z brzuchem, to co miałem mówić? Hulaj dalej, zapłodni
pięć kolejnych, a potem tyraj tylko na alimenty albo daj nogę do
Stanów, a nam zostaw problemy, jak zawsze?
–
Miałem
osiemnaście lat gdy…
–
Czyli
byłeś pełnoletni. Idealny wiek na ponoszenie odpowiedzialności za
swoje czyny.
–
Darek,
daj mu spokój – wtrąciła się pani Natalia. – Każdy popełnia
błędy.
–
Tylko
dlaczego te jego błędy nas tyle kosztują?
W
tym momencie poczułam się, jakbym słyszała własną matkę.
–
Ja
akurat popieram ojca – wtrącił się Adam. – Każdy z nas, na
pewno, ma wyrobione zdanie o ojcach unikających odpowiedzialności,
tak? – zapytał, odsuwając się nieco wraz z krzesłem od stołu i
biorąc małą dziewczynkę na kolana.
–
No
tak – przytaknęłam mu, bo spojrzał akurat na mnie.
Uśmiechnął
się. Miał ładny uśmiech, ale i tak go nie lubiłam. W ogóle ten
łagodny uśmiech, nijak pasował do jego osoby.
–
Jednak
ślub nie rozwiązuje wspomnianego przez ciebie problemu. Można być
dobrym ojcem, nie będąc mężem matki własnego dziecka i można
być ojcem do dupy, pomimo codziennej obecności w domu i obrączki
na palcu.
–
Ale
to jednak skrajne przypadki – wtrącił się pan Darek. – Tak
skrajne, że aż niewidzialne na tle tych wszystkich gówniarzy co
najpierw zrobią, a potem myślą. Nie miną trzy lata, a oni zrobią
następne z inną i całe życie unikają odpowiedzialności.
–
Takich
z pewnością jest więcej, ale jednak zdarzają się wyjątki.
–
Gdybyś
poznała bliżej mojego syna, Nicolo, to byś wiedziała, że żaden
z niego wyjątek.
–
Wypomniałeś
mi dziś, tatusiu, wyjazd – rzekł Kamil, odkładając sztućce na
talerz. – Mówisz, że był błędem. Ja natomiast, coraz częściej
mam wrażenie, że błędem nie była ucieczka, błędem był powrót.
– Wstał od stołu. – Muszę wyjść pooddychać świeżym
powietrzem, bo gdy ja i szanowny tatuś przebywamy w jednym
pomieszczeniu za długo, to jeden drugiemu za dużo tlenu odbiera, i
nie można swobodnie oddychać. – Mężczyzna w polówce i dżinsach
opuścił restaurację.
–
Musiałeś?
– naskoczyła na pana Dariusza pani Natalia, bo jak się
dowiedziałam wcześniej, tak właśnie mieli na imię rodzice
Filipa.
–
Widocznie
musiałem.
–
Mógłbyś
dać mu wreszcie spokój.
–
Przecież
tylko powiedziałem prawdę. Skoro on sam nie umie sobie uświadomić
błędów, które…
–
Skończ
już lepiej. Może lepiej Paulinka i Adam opowiedzą jak tam u nich,
bo jak ciebie czasami słucham to... ech, szkoda gadać. – Z tego
zdania pani Natalki mogłam wnioskować, że mąż ją niezmiernie
irytuje, ale też to, że jak już skończy z Pauliną i Adamem, to
ja i Filip będziemy kolejni do odstrzału.
Paulina,
ładna brunetka w zielonych barwach na powiekach i szmaragdowej
sukience, sięgającej nieco za kolana, opowiadała jak to u nich
wszystko dobrze, a Adam w tym czasie karmił córkę tortem.
Napomnieli też, że bardzo chcą mieć drugie dziecko. Dla mnie było
niepoważne, jak kobieta z siniakiem na twarzy może chcieć drugie
dziecko z mężem, którego dłoń zapewne idealnie pasowała do tego
siniaka. W ogóle miałam wrażenie, że tych dwoje pasuje do siebie
jak pięść do nosa, czyli nie lepiej niż ja z Filipem.
Jedząc
sałatkę, szykowałam się na pytanie skierowane do nas. Na
szczęście pierwsze padło do Wiktora, tego kolegi Filipa. Widać
było, że pan Darek jakoś wyjątkowo go lubi. Z pewnością
bardziej niż swojego syna – Kamila. Wiktor więc opowiadał o
planie na nowy „biznes in biznes”. Dotyczyć miał kredytów
dobrze zabezpieczonych, ale też i takich całkowicie bez
zabezpieczeń.
–
Ale
bez zabezpieczeń, to niebezpiecznie tak pieniądze pożyczać –
wtrąciła pani Natalka.
–
Tak,
masz rację ciociu, ale czy znasz kogoś kto nie oddałby długu u
twojego męża? Chyba jeszcze nie znalazł się aż taki odważny. –
Wiktor się zaśmiał, pan Darek także się uśmiechnął.
–
Tak,
wy i te wasze biznesy – rzuciła z wyraźną dezaprobatą matka
Filipa.
–
Pieniądze
są ważne.
–
Nie
są najważniejsze, poza tym naszym dzieciom już nic więcej nie
trzeba, mają…
–
Mają
rodziny, kochanie, będą mieć dzieci, a ja chciałbym jeszcze
pomóc, wnukom coś zapewnić.
Niby
szczytny cel, musiałam przyznać, że dziadek idealny, ale, kurwa,
coś mi w tej rodzinie wyjątkowo nie pasowało i sprawiało, że
dostawałam gęsiej skórki, gdy patrzyłam po ich twarzach, na
męskie, szerokie ramiona, muskularne ciała i piękne, perfekcyjnie
umalowane kobiety. Jakaś sekta czy jak?
–
Kochanie,
nie denerwuj się – rzekł ojciec Filipa, chwytając żonę za
dłoń. Podniósł ją do swoich ust i delikatnie musnął.
Uśmiechnął się przepraszająco i spojrzał się na nas.
Strach
mnie obleciał.
– A
wy, Filip, co tak milczycie?
Wiedziałam,
że w końcu kolejka dojdzie do nas, no i doszła!
Ja
i Czarnecki popatrzyliśmy znacząco na siebie, zastanawialiśmy się,
które pierwsze ma mówić i nie za bardzo też wiedzieliśmy co
mówić. Niespodziewanie z opresji wybawił nas jakiś mężczyzna z
dzieckiem na rękach. Miał sportową marynarkę wyglądającą na
wygodną i krótkie spodenki pod kolor kapelusza. Wyglądał jak…
właściwe ciężko było go określić, ale dzieciak, którego
trzymał na rękach, ubrany był podobnie.
–
Cześć
wszystkim – przywitał się.
–
Marek?
– zapytał ojciec.
–
To
mój najstarszy brat – szepnął Filip na moje ucho.
–
Tak,
a to jest Maciuś – przedstawił na oko około dwuletniego chłopca.
–
Nie
pokazywałeś się ponad rok w domu i wracasz z dzieckiem? – W
głosie głowy rodziny słychać było pretensje.
–
Czytał
tata kiedyś przypowieść „O synu marnotrawnym”? Pewnie nie,
więc nie mam co liczyć na ucztę na moją cześć. W takim razie, z
Maćkiem poczęstujemy się tą ucztą – zadecydował, siadając
obok mnie na wolnym miejscu. – Nie znam cię – przemówił do
mnie, przychylając się na bok. Niemal szeptał mi do ucha, ale w
taki sposób, by wszyscy wszystko słyszeli. – Wchodzisz do tej
rodziny? Jeśli tak to uciekaj, a jeśli już w niej jesteś, to
przyjmij moje kondolencje.
–
Marek
to taki rodzinny błazen – wyjaśnił mi Filip.
–
Błazen,
nie błazen, w sumie bez różnicy, ale skąd to dziecko? – zapytał
Darek, a jego żona wyciągnęła ręce po maluszka.
Filip
wstał od stołu, wziął małego od Marka i jej przekazał, a potem
usiadł ponownie.
–
Słodki,
jest twój? To nasz wnuk?
– I
tak i nie. Chwilowo jest mój albo raczej, w moim posiadaniu.
–
Jak
to, tak i nie? – Widać było, że ojciec Filipa się irytuje i
szczerze mówiąc wcale mu się nie dziwiłam.
–
No
dobra, powiem wam wszystko jak na spowiedzi. Porwałem małego dla
okupu, ale nie chcieli mi zapłacić, to postanowiłem, że sobie go
zostawię, bo dzieciak, to się jednak zawsze przyda. Dzieci zawsze
dają nadzieję na przyszłość.
Ja
i żona Adama wpatrywaliśmy się w Marka zszokowane, a Filip się
śmiał, Adam z kolei zabawne drapał brew.
–
Jeśli
uważasz, że dzieci to nadzieja na przyszłość, to spójrz w
lustro – rzucił Wiktor.
– A
co ja smarkacz?
–
Faktycznie
tak, choć w ciele trzydziestolatka.
Oj,
albo mi się zdawało, albo tych dwoje naprawdę za sobą nie
przepadało. Pani Natalia chciała postawić Maciusia na ziemi,
bo ten się wyrywał, ale okazało się, że mały nie chce nawet
stanąć.
–
On
nie chodzi? – zdziwił się pan Darek i przypatrywał blondynkowi.
–
Zacznie
chodzić, gdy będzie miał dokąd pójść.
–
Wygląda
na dwa lata – rzekł Filip. – Statystyczne rzecz biorąc, to
powinien już chodzić i mówić, a on ani jedno, ani drugie.
–
Statystycznie
rzecz biorąc, to ty bracie, na te swoje dwadzieścia sześć lat,
powinieneś mieć już żonę oraz jedno i dwie dziesiąte dziecka.
Olejmy więc obaj statystyki. Oddajcie mi syna.
–
Syna?
– zdziwił się Darek. – On w ogóle do ciebie niepodobny.
–
To
tatę akurat powinno cieszyć, może okaże się lepszy od
pierwowzoru – rzucił ironicznie Marek i wstał, by wziąć
dzieciaka do siebie na ręce.
–
Czyli
go nie porwałeś? – dopytywała Paulina.
–
Nie,
dostałem w spadku.
– W
spadku? – zapytał Adam. – Kto takiemu tobie daje dziecko z
spadku?
–
Kobieta
bez innego wyjścia.
–
Chyba
prościej by było, gdybyś nie mówił zagadkami – doradził
Wiktor.
–
Nie
ważne skąd to dziecko pochodzi, ważniejsze co się z nim teraz
stanie. – Wzruszył ramionami i zagryzł to wszystko sernikiem na
zimno.
–
Oczywiście,
jak zwykle masz już jakiś genialny pomysł – ironizował Adam.
–
Tak,
was.
Paulina
na dźwięk tych słów aż się zakrztusiła.
–
Przepraszam
bardzo, jak to nas? – zapytała.
–
On
bredzi, pewnie znów się naćpał. Kochanie, nie zwracaj na niego
uwagi – Adam starał się uspokoić żonę.
–
Ale
spójrzcie na plusy zaistniałej sytuacji. Maciuś będzie miał
pełną rodzinę, wy syna, a zawsze chcieliście parkę, na dodatek
Paulina oszczędzi na bólach porodowych i kopniakach od wewnątrz.
Nie przytyjesz – chwycił się brzytwy Marek.
–
Ty
żartujesz? – zapytał Adam niezwykle poważnie.
–
Nie,
ja bym uznał, że on mówi całkiem serio – Wiktor ponownie
dołożył swoje trzy grosze.
–
Widzisz
jaki wuja przemądrzały – zaszczebiotał do maluszka. – W takim
razie mamy zwycięzcę konkursu. Tylko nikomu go nie oddawaj. Ja
najpóźniej za kilka miesięcy wrócę. – Maciek wylądował na
kolanach zaskoczonego Wiktora, a Marek wstał, rzucił – A rive
derci – i już go nie było.
Pan
Darek za nim pognał, Wiktor podał mi Maćka i także wybiegł na
zewnątrz. Za mną dzieci to nieszczególnie przepadały, więc
podałam małego Filipowi. Ten tylko się skrzywił i oddał go
matce.
Zawsze
myślałam, że takie rodzinne przyjęcia okolicznościowe powiewają
nudą, ale dzięki rodzinie Czarneckich, raz na zawsze, zmieniłam
zdanie.
Kiedy
spacerowałam z Filipem po pobliskim lasku, on zaczął mi tłumaczyć
co nieco. Dowiedziałam się, że Marek był prawnikiem, dopóki nie
wmieszał się w narkotyki. To było zaraz po spotkaniu z jakimś
bossem w kancelarii. Potem już było rzekomo tylko gorzej. Stracił
prawo do wykonywania zawodu, poszedł do więzienia, potem był
wolontariuszem w ośrodku dla narkomanów, a potem przepadł, aż do
dziś. Dziś zostawił, chyba, swojego syna w rękach rodziny, której
nigdy nie czuł się częścią i ponownie zniknął. Z kolei Kamil
grał w piłkę, dostał się do drużyny i pojechał do Stanów,
rzucając edukacje dla sportu i kariery. Kiedy wrócił, to zahaczył
o Warszawę, poznał Oliwię i…
– I
twoja matka ani ojciec nie zaakceptowali jego wyboru? – zapytałam,
choć byłam pewna, że tak właśnie było.
–
On
sam nie umie zaakceptować swojego wyboru, a matka była dla Oliwi
miła, tylko ta panna… Nica, jakbyś ją poznała, to byś
rozumiała. To taka typowa damulka skrzyżowana z pseudo modelką.
Zero tematu… w ogóle mało mówi, a by powiedziała coś mądrze,
to…
– A
Paulina i Adam? – dopytywałam.
–
Nie
wiem, ostatnio coś zgrzyta. Wcześniej byli zakochani po uszy,
szaleli za sobą. Paula była bardzo młoda gdy się związali.
–
Umiem
liczyć. Urodziła jako…
–
Nie
wpadła. Oni byli małżeństwem, gdy Julka się poczęła. Po prostu
młodo się pobrali.
–
Twój
ojciec chyba ją lubi.
–
Tak,
bo zawsze ich coś łączyło.
–
Co?
Jak to coś ich…
–
Nie
w tym sensie. – Jego słowa nieco mnie uspokoiły, ale nadal byłam
czujna. – Łączy ich przeszłość. Zarówno Paulina jak i mój
ojciec pochodzą z patologii, domów dziecka i innych tego rodzaju
placówek. Dlatego ojciec od początku zapałał do niej sympatią.
Ciepła, serdeczna, z ambicjami.
–
Idealna
żona.
–
Tak,
ale dla Adama, a nie dla mnie. Ja zawsze wolałem te pyskate.
– A
teraz masz uraz do kobiet.
Filip
się roześmiał. Spojrzał w niebo.
–
Będzie
padać, zawracamy. Pojutrze impreza z okazji dziesięciu lat
pensjonatu.
–
To
ma być zaproszenie?
Czarnecki
obrócił się i truchtając tyłem, zaszedł mi drogę.
–
Matka
cię polubiła, nie wybaczy mi nigdy, jeśli ciebie nie zaproszę.
–
Kiepsko
się starasz.
– W
takim razie cię porwę i zmuszę byś ze mną szła. – Uśmiechnął
się w taki sposób, że aż kolana się pode mną ugięły.
– A
co z Maciusiem teraz?
–
Jak
to co? Nic. Matka nie pozwoli go nigdzie oddać, bo uważa, że to
syn Marka, a ojciec się jak zwykle upije i będzie jej wypominał,
że mogła urodzić sześć córek i jednego syna, to byłoby
znacznie mniej problemów.
–
Siostra
nie sprawia żadnych?
–
Żadnych,
chodzący ideał.
–
Masz
jeszcze dwóch młodszych braci, prawda?
–
Ehe,
Pawła i Leona. Paweł jest w Niemczech, pojechał z kolegami, a
Emila i Leon są na koloniach. Wrócą dzień przed rozpoczęciem
szkoły. – Zatrzymał się. – Jesteśmy na miejscu, pod domkiem
twoich przyjaciół. Pewnie już wszyscy na ciebie czekają.
–
Ty
nie wejdziesz?
–
Nie
wydaje mi się, by to był dobry pomysł.
Nagle
drzwi otworzyły się, a w nich stanął Wiktor obejmujący w pół
Julię. Zarówno moje zszokowanie, jak i Filipa zaskoczenie były do
siebie zbliżone. O mało nie dostaliśmy zawału. Kto to widział,
by tak ludzi straszyć?
–
To
jest bardzo dobry pomysł – rzekł Wiktor, puszczając do nas
oczko.
–
Pewnie,
wchodź, nie daj się prosić. – Julia zrobiła łyk piwa prosto z
puszki.
Cisza
została przerwana głośną muzyką, którą wyłączyli zapewne
tylko po to, by móc nas choć troszkę podsłuchać.
Po
wejściu, od razu uderzył nas dym papierosowy w oczy, a w uszach
skrzeczała o wiele za głośna muzyka, która, gdy staliśmy na
dworze, jednak wydawała się cichsza. Julia i Wiktor wywijali na
środku dywanu, poruszając się w rytm muzyki, Ewa i Dominik poszli
w ich ślady, dwójka kolejnych grała w karty. To do tej dwójki
postanowiliśmy się z Filipem przyłączyć.
Kiedy
Wiktor podszedł do stołu, Filip rzucił w jego stronę:
–
Kto
by pomyślał, że ty będziesz się bawił z takimi dzieciakami?
–
Człowiek
ma tyle lat na ile się czuje – odpowiedział Wik i chwycił za
piwo butelkowe. – Nienawidzę smaku aluminium – wyjaśnił. –
Gdzie jest moja tancereczka? Chodź Jula, Jula, Jul… twój nowy
właściciel cię porwie. – Chwycił moją koleżankę za rękę i
wyprowadził na zewnątrz.
Za
moment usłyszeliśmy zgrzyt silnika, a gdy wybiegliśmy na zewnątrz,
w powietrzu unosił się już tylko kurz, a w oddali widać było
coraz mniejszy, znikający za drzewami quad.
–
On
powiedział „porwie”? – zapytałam się Filipa, bo nie byłam
pewna czy mój słuch mnie nie zawiódł.
Filip
oczywiście nawet nie wybiegł na zewnątrz, nadal sobie siedział i
zajadał orzeszki.
–
No
tak. A co ty, nie wiedziałaś, że cygani porywają?
– I
mówisz o tym tak spokojnie!? – wrzasnęłam na niego.
– A
co mam ich gonić pieszo?
–
Samochodem.
–
Nie,
bo piłem, poza tym on by mi tego w życiu nie wybaczył, a ona
wyszła z nim z własnej woli.
–
Bo
była pijana!
– A
co? Ja kazałem się jej zalać? – zapytał zirytowany, stając na
równe nogi. – Kiedyś wrócą. – Wzruszył ramionami, jakby go
los mojej przyjaciółki całkowicie nie interesował. Usiadł
ponownie na kanapie i chwycił za puszkę piwa. – Mnie aluminium
nie przeszkadza – skomentował po zrobieniu kilku łyków.
Spotkanko rodzinne było na pewno interesujące. Pod tą otoczką elegancji i dobrych manier kryje się niezła patologia. Z tego Adama to naprawdę widać strasznie odpowiedzialna istota przywozi dziecko podrzuca rodzicom i tyle go widzieli.
OdpowiedzUsuńNo ja się nie dziwie, że Filip się losem Julii mało przejął w końcu wreszcie będzie miał spokój :P
Dziwna ta rodzina jest,ale ciekawa.Nicola się na tym spotkaniu na pewno nie nudziła,miała normalnie darmowy teatr. Jestem ciekawa co to za Marek i skąd się to dziecko wzięło.Odpowiedzialnością to on nie grzeszy.Ciekawe co się stanie z Julią,wsiadła do samochodu obcego faceta .. na pewno będzie ciekawie. Filip to się chyba cieszy,że znalazła nową ofiarę. Zastanawiam się tylko czy Nicoli uda się go przekonać do pościgu za tą dwójką.
OdpowiedzUsuńNicola pasuje do tej rodzinki.
OdpowiedzUsuńDobrze że ta rodzina to nie sztywniacy w garniturkach pod każdym względem idealni, tak jest o wiele ciekawiej. Synowie nie są podobni do ojca i chyba dobrze jakoś go nie polubiłam. On tylko potrafi mówić kto co źle zrobił i jak nie powinno być, wszystkiego się czepia, jakby on był idealny, nigdy nie popełnił błędów, a to właśnie on powinien wychować dobrze swoje dzieci.
Barbi porwana, raczej Filip za nimi nie pogna, jak się szybko jej pozbył. Ale byłoby gdyby Wiktor z Juką wrócili i barbu w ciąży :D
Jak nie są podobni do ojca? Ja tam widzę w każdym z nich coś z ojca, a Filip to już wykapany tatulek.
UsuńUbawiłem się z tego fragmentu:
"… kurwa coś mi w tej rodzinie wyjątkowo nie pasowało i sprawiało, że dostawałam gęsiej skórki, gdy patrzyłam po ich twarzach, na męskie szerokie ramiona, muskularne ciała i piękne, perfekt umalowane kobiety. Jakaś sekta czy jak?"
I też się teraz zastanawiam czy to nie jest rodzinka typu ojca chrzestnego :)
Ta kolacja była genialna na początku Kamil się wkurzył i wyszedł a potem wpadł Marek z małym dzieckiem, zostawił je rodzinie i ponownie się ulotnił. Filip i Nicola coraz lepiej się dogadują.
OdpowiedzUsuńJak już wielokrotnie pisałam - masa patologii w tym twoim opowiadaniu - To lubię! ; ) Ogólnie, to tworzy w opowiadaniu specyficzny klimat <3
OdpowiedzUsuńCo do podrzucenia tego dzieciaczka rodzinie - to pomysł na miarę medalu po prostu... Męska dojrzałość... Ale co do jednej z rozmów, to ja mam znajomego, który zrobił trójkę dzieci, trzem różnym dziewczynom i cały czas twierdził, że on po prostu szuka tej jedynej, prawdziwej miłości. Tyle, że alimenty już go pożerają, a płaca jego rodzice...
Co do Nicoli i Filipa to oni są dla siebie stworzeni. To takie indywiduum, że pasują rewelacyjnie!
Ale jakoś coraz częściej odnoszę wrażenie, że poza arogantem, Filip ma w sobie cos z takiego... nawet trudno to określic, tak jakby żył w swoim swiecie, a jednoczesnie czuł się lepszy od innych.
Przypomniał mi się odcinek Trudnych spraw, czy Dlaczego ja, jak jakiś chłopak miał chyba 5 dzieci, z 4 różnymi kobietami i już mieli szpital nazwać jego imieniem, a jak w gazecie o nim napisali to był tekst "Ale fajnie i zdjęcia dzieciaczków dali, ładne, ładne, moja krew". Jeszcze trochę i twój znajomy go przegoni. Ja rozumiem szukane tej jedynej, ale czy z każdą niejedyną od razu trzeba mieć dziecko? :)
UsuńCzekam tu na kolejny rozdział i ciągle nic ;(
Nicola chyba nie spodziewała się takich rewelacji na kolacji rodzinnej, przewidywała, że będzie nudno jak u cioci na imieninach, a tu proszę same niespodzianki.
OdpowiedzUsuńNajpierw mała scysja Kamila z ojcem, później wpada najstarszy syn niewidziany dłuższy czas i podrzuca rodzince swoje nie swoje dziecko i ulatnia się. Nie można powiedzieć, żeby byli nudną i typową rodziną.
Nie podoba mi się postawa ojca, on tylko krytykuje swoje dzieci, bo nie zachowują się tak jak on by chciał i jak im każe.
Nie spodziewałam się, że Filip tak szybko pozbędzie się barbie, ale przynajmniej będzie miał spokój. Mam nadzieję, że z tym porwaniem to Wiktor żartował i odstawi Julię całą i zdrową.
Takiej rodzinnej kolacji to ja się nie spodziewałam.
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać, że synowie podobni do tatusia. I jeśli Marek mówił prawdę z : " Wchodzisz do tej rodziny? Jeśli tak to uciekaj, a jeśli już w niej jesteś to przyjmij moje kondolencje" to chyba trzeba Nicoli zacząć współczuć.
Mimo wszystko rodzinę Czarneckich da się lubić :)
'kiedys wroca' - grunt to zainteresowanie. wlasciwie to ciezko sie dziwic Filipowi. pewnie by sie cieszyl jakby Julie ktos porwal i nie oddal;p
OdpowiedzUsuńRodzinka z ojca chrzestnego jak nic. Już sobie wyobrażam jak siedzą przy wielkim stole a głowa rodziny pali cygaro. Jeden braciszek lepszy od drugiego. Julka szybko się pocieszyła.
OdpowiedzUsuńBoże, co za rodzinka. Ja się zastanawiam po kim oni tacy są, bo ten ojciec... on mi się naprawdę wydaje jedynym rozsądnym, może trochę chłodnym, nieco zimnym, takim co to lubi dogryźć i powiedzieć co myśli, choć wie, że komuś się to nie spodoba, ale jest taki... zaradny, odpowiedzialny i też pewnie to chciał wpoić synom. Różnie mu się to udało. Chyba tylko w przypadku Adama dał rade, ale mimo tego co teraz o nim i Pauli było, to wydaje mi się, że gdzieś jednak coś u nich zgrzyta i nie daje mi spokoju co to takiego jest.
OdpowiedzUsuńBarbie... xD Nie będę nawet komentowała tego co ona wyczynia, bo już czytałam kolejne rozdziały i wiem jakie to będzie miało skutki.
Bardzo dziękuję za dedykację! ;** Miło mi się zrobiło, jak ją zobaczyłam ;))
OdpowiedzUsuń"Jak ktoś tak młody, i tak przystojny za razem, może mieć żonę? Przecież on ma idealne predyspozycje do czerpania z życia tego co najlepsze " - i właśnie tego typu zdania utwierdzają mnie w przekonaniu, że ja i Nicola się chyba nie polubimy.
UsuńAczkolwiek zgadzam się z nią w tym, że jak kobieta może chcieć mieć nastepne dziecko z facetem, który ją bije. Niby nigdzie nie było powiedziane na 100%, że to on (albo ja tego nie wychwyciłam), ale Adaś już dał pokaz swoich możliwości, więc nie zdziwiłabym się, gdyby to był on. No bo kto inny? I ja nigdy nie zrozumiem kobiet, które są w związkach z facetami, którzy je biją. Ale mam dziwne wrażenie, że oni mają szansę się jeszcze dogadać. Jestem ciekawa, co tak zgrzytło.
Wiktora nie polubiłam. Już sam fakt, że zaczął się zadawać z tą małoletnią puszczalską świadczy sam za siebie. A skoro gdzieś pojechali, to pewnie Julka spełni swoje marzenie o stracie dziewictwa. Nie będę tego komentować xD
Natomiast uwielbiam Marka. Boże, co za rodzina. Naprawdę jeden brat jest lepszy od drugiego! Ale Marek to przeszedł samego siebie. Wbił na imprezkę rodzinną z dzieckiem, zrobił konkurs na przyszłego ojca i wyszedł. Normalnie wziąć go za kłaki i wygrzmocić po tym pustym łbie. Facet jest totalnym lekkoduchem, nie dziwię się ojcu, że go nie znosi. Ale jako postać... fantastyczny:D