Czytasz? Nie zapomnij skomentować!

wtorek, 12 lipca 2016

Rozdział 1 - Małe Beverly Hills i mała skandalistka

Może trudno wam będzie w to uwierzyć, gdy już przeczytacie cały album moich wspomnień, ale zapewniam was, że ja kiedyś miałam całkiem normalne życie. Mój żywot był typowy i w niczym się nie wyróżniał od codzienności typowych nastolatek. Miałam dwoje rodziców, którzy doczekali się mnie rok po ślubie, szkołę, za którą nie przepadałam, poranne wstawanie, którego nienawidziłam. Paliłam papierosy na przerwie w toalecie i piłam alkohol na weekendowych domówkach. Czasami był też wypad do jakiegoś klubu, by poszaleć na parkiecie, a potem całą ekipą udać się do mnie albo do kogoś innego, kto miał akurat wolną chatę, gdy rodzice byli na porannej zmianie. Odsypialiśmy i życie toczyło się dalej, wciąż tak samo, monotonnie, niezmiennie.
Nie pragnęłam zmian. One przyszły same, a było to latem dwutysięcznego dwunastego roku. Nadal gdzieś w albumie ze zdjęciami mam fotografię z rudowłosą Ewką i z kruczoczarnym Hubertem, gdy stoimy przy dziobie promu. Byliśmy młodzi, uśmiechnięci i nie do końca trzeźwi. To byli moim przyjaciele, określałam ich takim mianem, choć wiedziałam, że moja droga od ich drogi w końcu odbiegnie. Taka już byłam, nigdzie nie umiałam zagrzać miejsca na dłużej. Osoby w moim życiu zmieniały się tak jak pory roku, przychodziły, odchodziły, by potem mijać mnie na ulicy i mówić „cześć” z lekko uniesionymi kącikami ust. Ilu z was doświadczyło tego samego? Zapewne wielu.
Kiedyś zastanawiałam się czy mogłabym wymówić jednym tchem wszystkich ludzi, z którymi zetknął mnie los. Takie dziwne pomysły naszły mnie przez moją córkę, która po przeprowadzce, co wieczór, gdy zajadała się kanapkami z ulubionymi dodatkami, czyli pasztetem i ketchupem, wymieniała wszystkie dzieci, które niegdyś bawiły się z nią na podwórku, a czasami nawet też sąsiadów z nazwiska i klatki, w której mieszkali. Ona pielęgnowała wspomnienia, tylko po to, by nie zapomnieć. A ja? Ja dziś pamiętam, choć chciałabym, by niektóre z wydarzeń, miejsc przeze mnie odwiedzonych i osób, którym podawałam dłonie i muskałam w policzki, uleciało w niebyt.
Gdzieś w albumie moich wspomnień znalazło się zdjęcie, moje własne, w oliwkowej, letniej sukience na ramiączkach i z mężczyzną pod krawatem u mojego boku. To była nasza pierwsza, wspólna fotografia. To miała być tylko pamiątka na przyszłość, w końcu wakacje miały dobiec końca, ja miałam powrócić do domu, a on zostać. Życie... przypadek... nie, właściwie to żadne z tych, ale coś zadecydowało i stało się inaczej. Coś sprawiło, że droga moja i droga blondyna o szaroniebieskich oczach zaczęły się przeplatać.
Patrząc na to zdjęcie sprzed lat, wcisnęłam play na pilocie od stereo, a w pokoju rozbrzmiały słowa dobrze mi znanej piosenki.

Szukam siebie w sobie z tamtych lat
Wiem, wtedy byłam inna

Wokół wszystko jakoś zmienił świat
Wiem, nie chcę czuć się winna

Nie chcę czekać, bo ucieka czas
Co odeszło już nie wróci

Coraz dalej jesteś ty, a ja
Krzykiem pragnę cię zawrócić...

(Marysia Starosta – Wtedy byłam inna)

Powróćmy jednak do sierpnia, feralnego dwutysięcznego dwunastego roku. To wszystko miało miejsce zaraz po tym, gdy Filip ocalił mnie przed wypadkiem, a najprawdopodobniej też przed śmiercią. Chłopaka o blond włosach i szerszych niż u moich kolegów ramionach, już nie było przy mym boku. On odszedł, za to przypałętał się do nas jakiś starszy mężczyzna, chyba kapitan. Krzyczał. Wcale nie słuchałam tego co miał mi do powiedzenia. W końcu co go obchodziło, czy ja, całkowicie obca mu osoba, przeżyję ten rejs czy też nie? Odpowiedziałam mu z szerokim uśmiechem:
Moje życie, moja sprawa. – Wyminęłam i poszłam do baru.
Dziewczyny poszły za mną, tak jak to miały w zwyczaju, a chłopaki postanowili jeszcze zostać przy barierkach i popatrzeć przez burtę. Bawili się w „kto dalej splunie”.
Dzieciaki – pomyślałam wtedy o nich, ale powstrzymałam się od wypowiedzenia tych słów na głos. Nie chciałam ich urazić. Lubiłam tę trójkę, ale... to były po prostu jeszcze dzieci, mali chłopcy potrzebujący mamusi i tatusia. Niezaradni, niesamodzielni, infantylni.
Miałyśmy z Julką ochotę na piwo, ale, na nieszczęście, na tej łajbie każdy pytał o dowód. Byłam zmuszona zadowolić się Coca-Colą. Usiadłyśmy przy jednym ze stolików i sączyłyśmy napoje z butelek, przez słomkę. Rozmawiałyśmy o jednym ze średnio ciekawych filmów, których wtedy aż za wiele trafiało na ekrany kin.
Ja rozumiem wszystko i lubię kino, ale... no gdyby oni nie walili tak tej masówki, a zrobili mniej filmów, ale za to coś naprawdę porządnego i wartościowego, a nie kolejny dramat o miłości, kolejna życiówka o narkomanach, kolejna komedia z banalnym zakończeniem i masa niestrasznych horrorów, i nieciekawych thrillerów – wyraziłam na głos swoją opinię.
A „Sala samobójców”? – zapytała Ewa. – Widziała któraś z was? Ponoć dobry film.
Mnie nie ruszył. Problem dzieciaka, takiego typowego bananowca, który tak naprawdę to nie ma problemów, wiec sam sobie je stwarza – skomentowałam. – Nudne, głupie, naiwne, o słabej psychice gówniarza bogatych rodziców.
Ty, wy, to ja to chyba widziałam. – Obudziła się Julia i zanim kontynuowała, to szybko pociągnęła dwa łyki coli. – Z klasą na tym byłam. Grałam cały seans na PSP Adriana. Całe szczęście, że je wziął, bo chyba bym nie wyrobiła ponad godziny na takim badziewiu.
A nie mówiłam? Nie warto marnować czas na jakąś tam „Salę samobójów”. – I nagle wpadło mi coś do głowy. – Ej, Jula, jak ty grałaś na PSP Adiego, to co on w tym czasie robił?
Grał też, tylko, że na telefonie.
Nicola, ten facet przy barze ciągle się na ciebie gapi – poinformowała mnie Ewa nagle, a ja zaczęłam się nerwowo rozglądać dookoła.
Który? – dopytywałam.
No ten co cię uratował – przychyliła się do mnie i szepnęła, jakbyśmy w jakieś tajnej konspiracji były.
To my może pójdziemy sobie gdzieś… usta poprawić – zaproponowała Julia i chwyciła Ewkę za rękę. Pociągnęła, by wstała.
Usta to poprawia chirurg plastyczny! – krzyknęłam za nimi z szerokim uśmiechem rozbawienia.
Chyba byłam popularna po tej nieudanej akcji pod tytułem „Titanic”, bo wiele osób się mi przyglądało, pokazywało na mnie palcem i w ogóle mówiono o mnie. Powinnam się wstydzić i mieć ochotę się zapaść pod ziemię, ale... wtedy miałam szesnaście lat, myślałam więc zupełnie innymi kategoriami.
Mnie starcza mój błyszczyk – wymądrzała się Julka, ciągnąc Ewkę dalej za sobą, aż w końcu zniknęły za rogiem, a ja wyczekiwałam co teraz nastąpi.
Okazało się, że brunetka miała racje, bo nie musiałam długo czekać aż ten mężczyzna do mnie podejdzie. Wtedy zastanawiałam się jak mu tam było na imię. Szybko sobie przypomniałam, że Filip.
On podszedł i odbił swoją szklankę o szyjkę mojej butelki.
Zawsze marzyłem o tym, by wychylić drinka z samobójcą – zaczął z łobuzerskim, choć niewesołym uśmiechem.
No to się wpasował chłoptaś w temat – pomyślałam, bo przecież przed chwilą właśnie rozmawialiśmy o "Sali samobójców".
Aż z wrażenia przewróciłam oczami i mlasnęłam niezadowolona.
Nie chciałam się zabić, to były tylko takie wygłupy – wyjaśniłam, by sobie czasami za dużo nie wyobrażał.
Zasiadł naprzeciw mnie, pomimo że przecież go nie zaprosiłam. Uśmiechnął się przez ułamek sekundy w sposób niezwykle prawdziwy, a potem znowu przybrał poważny wyraz twarzy. Jak dla mnie, stanowczo za poważny.
Gdyby nie ja, to wszystkie brukowce miałyby o czym pisać. Już widzę te nagłówki gazet… – Zaczął gestykulować dłońmi i co jakiś czas zginać po dwa paluszki każdej z nich. – „Nastolatka bez opieki rodziców, sama na rejsie do Szwecji. Nieszczęśliwy wypadek” albo „Szesnastolatka popełniła samobójstwo, wyskoczyła ze statku!”.
Skąd wiesz ile mam lat?
Nie wiem, a ile masz? – Znowu się uśmiechnął, ale jednocześnie wydawał się być bardzo zmieszany. Oczywiście starał się to zamaskować.
Szesnaście.
Czyli trafiłem. A gdzie zgubiłaś to swoje małe Beverly Hills? – Napił się. Zapewne miał w tej swojej szklaneczce coś alkoholowego.
Patrząc na to jak lód obija się o ścianki, ponownie poczułam ochotę na piwo. Przeklęty brak dowodu!
Co proszę? – zapytałam, bo naprawdę nie rozumiałam co miał na myśli.
No, gdzie zgubiłaś tą grupkę tępaków… znaczy, poklaskujących ci klakierów?
Nie dowierzałam w jego słowa. On mówił poważnie? Nabijał się? Kpił? A może był aż tak bezczelny?
Wiesz, że obrażasz moich przyjaciół?
Jeśli prawda ich obraża, to z pewnością jest coś z nimi nie tak. Wybacz, nie zamierzam być zakłamany.
Wybacz, nie zamierzam z tobą dłużej dyskutować! – uniosłam się i wstałam. W przypływie nagłej pomysłowości, albo z braku pomysłu co by tu zrobić z zawartością mojej szklanej butelki, wyjęłam z niej słomkę i wylałam colę na głowę temu pacanowi, który najwidoczniej uważał się za lepszego, mądrzejszego i przystojniejszego od wszystkich dookoła.
Jego mina była bezcenna, a to jak ociekał słodkim napojem, mnie sprawiło tylko wielką radość, że dałam radę mu dokopać. Ludzie się na nas wejrzeli, kilku wydawało jakieś odgłosy i pomruki, a jeszcze inni żywo komentowali. Nagle poczułam jak Filip złapał za mój nadgarstek ponownie tego dnia. Przyciągnął mnie do siebie.
Mała skandalistka – powiedział z rozbawieniem.
Zaraz, zaraz… dlaczego on się śmiał? Powinien być wściekły, wkurzony, zły i nie chcieć mnie znać, a nie się jeszcze ze mnie nabijać prosto w moje własne, osobiste oczy. Tego już było stanowczo za wiele.
Puścisz mnie w końcu?
Naturalnie. – Zabrał swoje łapska.
Dopiero wtedy poczułam, że drugą dłoń miał na moim biodrze.
Powodzenia, miłej podróży i postaraj się nie ulec żadnemu wypadkowi, bo może mnie nie być w pobliżu, i nie dam rady cię uratować.
Rzuciłam mu niechętne spojrzenie. Prychnęłam pod nosem i poszłam w swoją stronę.
Pierdolony anioł stróż się znalazł – powiedziałam sama do siebie.
Zmięłam w ustach siarczystą wiązankę przekleństw pod adresem nieznajomego, albo raczej nowo poznanego. Byłam pewna, że nie miałam ochoty na jego towarzystwo nigdy więcej i ani sekundy dłużej.

Boli mnie każdy dzień, czuję znikamy gdzieś
Nie ma już naszych słów
Wtedy byłam inna

Tamta miłość we śnie może przytrafi się
Jedno dziś dobrze wiem
Wtedy byłam inna

Zniknął gdzieś tamten żar, mijam znów setki par
Jedno dziś dobrze wiem
Wtedy byłam inna...

(Marysia Starosta – Wtedy byłam inna)

Prom dobijał do brzegu, a ja wreszcie mogłam spokojnie odetchnąć. Odczuwałam ulgę. Mówiłam samej sobie, że Szwecja jest duża, za duża bym ponownie spotkała tamtego palanta. Nie pozostało więc nic innego, jak tylko cieszyć się wakacjami i nie narzekać.
Nad czym tak trybisz? – zapytała Ewa, zakładając za ucho swoją rudą grzywkę, przystrzyżoną na bok.
Nad Filipem. Wiesz, to ten facet, któremu zawdzięczam to, że jeszcze żyję.
Może się z nim pożegnaj. Możecie się więcej nie zobaczyć, gołąbeczki.
Gołąbeczki? – zadrwiłam. – Prędzej piranie albo dwa bojowniki wpuszczone do jednego akwarium, toczące z sobą bój na śmierć i życie, o nic niewarte terytorium.
Skoro jest nic niewarte, to może pora się ugiąć? – założyła torbę sportową na jedno ramie.
Ja chwyciłam za mój plecak i spojrzałam na nią wilkiem.
Podziękuję za tę propozycję. Wybacz, ale jej nawet nie rozpatrzę.
Jest aż tak okropny? Mnie wydawał się przystojny. – Wtrąciła się Julia, która nagle wyrosła przy moim boku niczym spod ziemi. – Wiesz… taki męski.
Co do męski… mężczyzn. Gdzie nasi panowie?
Kradną kapitanowi czapkę – odpowiedziała z uśmiechem Julia. – Zresztą, to nie panowie, to chłopcy. Za to tamten…
Tamten facet oprócz seksownego ciała, męskiego wyrazu twarzy i zapewne imponujących rozmiarów penisa, ma też podły charakter, niewyparzony język i złośliwe docinki.
Czyli jest jak ty w wersji męskiej? – dopytywała Ewa.
Miałam ochotę ją zdzielić przez łeb, ale się opanowałam.
Dziękuję za stwierdzenie, że mam seksowne ciało. – Uśmiechnęłam się ironicznie, wyminęłam moje przyjaciółeczki i poczłapałam przodem, gdzie tłum ludzi zebrał się, by opuścić prom.
W oddali dostrzegłam Filipa. Właśnie schodził na suchy ląd. Podbiegła do niego jakaś mała dziewczynka. Widziałam jak bierze ją na ręce i całuje w policzek jakąś kobietę, zapewne matkę tego dziecka, być może nawet swoją żonę. Nie, to niemożliwe, by taki złośliwy i arogancki typ miał tak ładną żonę. Przecież taka kobieta, bez trudu znalazłaby sobie innego męża. Z pewnością o milszym i sympatyczniejszy usposobieniu. To nie byłoby takie trudne. Większość facetów miała milsze usposobienie od niego. Jednak ta mała, co ją właśnie wsadzał sobie na barana, musiałam przyznać, że była nawet urokliwa, taka blondyneczka.
A jednak się na niego gapisz? – zauważyła Julia.
Życzę mu w myślach jak najgorzej. Gdybym miała jego zdjęcie, to zrobiłabym z niego laleczkę voodoo.
Od tego, coraz bardziej mi ciążącego, tematu pana aroganckiego wybawił mnie Dominik. Chłopak podszedł i pokazał co ma pod popielatym T-shirtem. Miał tam oczywiście czapkę kapitana.
Sam ci dał? – zapytała Julia.
Ty jesteś kretynką czy tylko udajesz? – Dominik uderzył się teatralnie z otwartej dłoni w czoło, a pozostała dwójka się roześmiała.
Ja tylko przewróciłam oczami.
Gdyby mi ją dał, to bym jej przecież nie ukrywał – wyjaśnił podczas schodzenia na ląd.
Oczywiście będąc już poza promem, musieliśmy poczekać na Huberta i Tobiasza, którzy, jak zwykle, się gdzieś zgubili. Zawsze sporo trwało ich odnalezienie, więc nie było sensu szukać. Lepiej było przysiąść na pobliskim murku i wyczekiwać aż sami się odnajdą.
Pierw hotel, motel, czy jak to tam się wabi, czy zwiedzamy? – dopytywał Tobiasz i ochoczo przy tym gestykulował, jakby był naćpany, a przecież był tylko po lufce trawy, czym od razu się pochwalił, gdy tylko z Hubertem stanęli przed nami.
Chciałabym mieć taką banie jak ty po kilku buchach, to byłby niezwykle skuteczny proces oszczędnościowy. – Poklepałam bruneta o ciemnej karnacji po plecach i ramieniu. – Pierw zostawimy bagaże, zjemy, wypijemy i ruszymy w tutejsze kluby.
Sądzisz, że tu są jakieś kluby? – zapytała Julia. – Bo ja już się nie mogę doczekać aż potańczymy.
Boże… – zaczęłam, ale nie dokończyłam. Przewróciłam tylko po raz kolejny oczami, głośno westchnęłam i przestałam się zastanawiać nad tym co takiego złego zrobiłam w życiu, że Bóg skazał mnie akurat na towarzystwo tak mało rozgarniętych ludzi. Ja wiem, że oni marihuanę palili i nie wymagałam od nich, by podawali mi wzory z chemii czy wiedzieli ile wynosi liczba PI, ale no… kurwa jakieś podstawy powinni jednak zachować.
Bez trudu złapaliśmy taksówkę. Taką dużą, która miała z tyłu sześć miejsc. Podjechaliśmy pod polecany przez taksówkarza pensjonat, bo oczywiście nie wpadliśmy na pomysł, by wcześniej coś zarezerwować.
Tam na pewno coś dla was znajdą – zapewniał starszy pan, mówiący do nas w języku angielskim.
Okazało się, że pensjonacik znajduje się w leśnych terenach, takich nieco parkowych… bardziej jednak leśnych, bo nawet nie postarali się o najtańszą kostkę brukową. Wszędzie dziury i doły. Przeklinałam na głos, a Julia wraz ze mną. Obydwie założyłyśmy niewygodne, wysokie sandałki.
Kurwa, czekajcie. Ja zmienię buty na tenisówki! – Usiadłam na pieńku i zaczęłam rozsupływać sznurówki na kilkanaście wiązań. Widziałam irytacje w oczach chłopaków, więc zapytałam: – a może któryś chce mnie ponieść?
Chętnych, jak łatwo się domyślić, nie było, więc dali mi w spokoju zmienić buty.
Mężczyźni – syknęłam z dezaprobatą.
No co? – zbuntował się Hubert.
No co? – powtórzyłam po nim. – Damie w potrzebie nawet nie łaska pomóc, to, właśnie to.
Damie, to może i bym pomógł – zakpił ze mnie i zaczął się rozglądać dokoła. – Tylko, że żadnej tutaj nie widzę – dodał, a ja rzuciłam w niego szyszką.
Spakowałam moje niewygodne, ale niezwykle ładne buciki do plecaka, a założyłam wygodne, najzwyklejsze trampki. Okazało się, że i tak musieliśmy czekać na Julkę. W końcu i ona stanęła na płaskiej podeszwie, więc ruszyliśmy dalej w drogę. Szliśmy tą, pożal się boże, wyznaczoną ścieżką. Szliśmy i końca nie było widać.
Co on mówił? – dopytywał Hubert.
Kto? – odburknęła już niemało zdenerwowana Ewka.
Ten taksówkarz?
Gdybym go teraz dorwała, to już by nic nie powiedział do końca swoich dni. Palant jeden. Wysadził nas i skazał na tę mordęgę.
Nie przesadzajcie. Nie jest tak źle. Jest lasek, świeże powietrze, dróżka nawet jest i jesteśmy razem. – Roześmiałam się sama ze swoich słów, wyprzedziłam ich i zaczęłam prowadzić.
Widziałam kątem oka jak Dominik pokazuje, że mam świra, a Hubert pyta szeptem, co ja takiego brałam i czy jeszcze trochę zostało, bo jeśli tak, to on chętnie, by z tego skorzystał. Natomiast Julia i Tobiasz się śmiali jak głupi do sera, bo wypalona, przed ponad dwiema godzinami, trawka jeszcze na nich działała.
W końcu, w tym gąszczu natury, przywitała nas drewniana brama, taka wysoka i zakończona łukiem. Wtedy nie obchodziło mnie zupełnie jak ona wyglądała. Najważniejsze, że była otwarta. Poszłam przodem. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy, to domek i kucharz oparty o ścianę, palący papierosa. Zapytałam go którędy do recepcji. Wskazał drogę. Na szczęście nie było daleko, bo recepcja była tam gdzie stołówka i gdzie sala bankietowa oraz pokoje szefostwa. Musiałam przyznać, że wszystko było gustownie urządzone, trochę w takim góralskim stylu, przemieszanym i przeplatanym z nowoczesnością.
Podeszłam do lady, zadzwoniłam dzwoneczkiem. Czekałam, czekałam i czekałam. Pozbyłam się w tym czasie plecaka z pleców, bo mi ciążył. Tobiasz to już prawie spał, opierając się o ten blat recepcji, a Hubert, jako jedyny inteligentny, przystawił sobie krzesło i wziął Ewkę na kolana. Już miałam zrobić awanturę czemu tak długo czekamy i o to ile jeszcze ma to trwać. Chciałam powiedzieć, że to ujma i w Polsce byłoby nie do pomyślenia, by tak traktować potencjalnych klientów, ale prawda jest taka, że właściciele tego zadupia mogli być w Polsce nie raz i nie dwa, i wiedzieć jak u nas jest. Fakt faktem, u nas w kraju bywało jeszcze gorzej.
W końcu przez recepcję przeszła jakaś kobieta z dzieckiem na rękach. Nie zwróciłam na nią szczególnej uwagi, dopóki nie powiedziała:
Ja zaraz do was przyjdę, młodzi, poczekajcie chwilę. – Miała spokojny głos, ale w jej ruchach było coś nerwowego i niepokojącego.
Znaczy, mnie to nie niepokoiło, bardziej ona wydawała się być niespokojna.
Baczniej się jej przyjrzałam i dotarło do mnie, że to ta sama kobieta, z tym samym dzieckiem. Ta, którą widziałam z Filipem, gdy jeszcze ja byłam na promie, a on już na lądzie. O kurwa! Przecież Szwecja jest duża! Może przynajmniej jego tutaj nie spotkam. Moje błagania okazały się mrzonkami, bo kobieta zawołała:
Filip, pomożesz mi.
No i zjawił się pan, według Julii przystojny, według Ewy męski, a według mnie arogancki.
Naturalnie – powiedział, wsuwając długopis w kieszonkę swojej koszuli w kratę. Była na krótki rękaw. Przeczesał włosy dłońmi i poszedł za kobietą.
Razem wyszli na zewnątrz.
Z zaciekawieniem obserwowałam co się będzie działo. Oczywiście moje zaciekawienie było spowodowane tym, że nie miałam nic ciekawszego do roboty. Ten cały Filip ponownie przekroczył próg, tym razem taszcząc za sobą jakiegoś innego, wielkiego faceta.
Nie powinieneś prowadzić po pijanemu – odezwała się kobieta.
Zamknij się – wydukał ten pijany, ledwie słaniający się na nogach.
Ona ma rację. – przemówił pan arogancki.
Ona ma racje! Ma, kurwa, rację! Ty wiesz, co ja jej, kurwa, powiem? Ty wiesz? – bełkotał.
Tak, bracie, wiem, wiem co jej powiesz – mówił w taki sposób, jakby się starał go uspokoić. – W pokoju jej to powiesz. A teraz chodź po prostu na górę. – Podtrzymywał tego pijanego i taszczył go po schodach.
Albo jej nie mów. Sam suce powiem. Ty wiesz co ja jej powiem? Wiesz, kurwa, co ja jej powiem!? – Pląkał się dalej, lekko sepleniąc.
Tak, wiem. – Filip wydawał się być nieco bezsilny i nawet trochę zirytowany.
Nie przejmowałam się jego stanem. Mnie zastanawiało dlaczego jakiś facet mówi „suka”, zapewne o swojej kobiecie. Pewnie mają takie „przyjemne” usposobienie z powodów genetycznych, w końcu Filip do niego mówił „bracie”. Tak, ich charakterek, niewyparzony język, pewność siebie i arogancja, na pewno były jakąś wadą genetyczną, przekazywaną z pokolenia na pokolenie.
Zjawiła się ta kobieta z dzieckiem, która wcześniej gdzieś zniknęła. Tym razem była bez dziecka, więc pewnie gdzieś je podrzuciła. Przeprosiła wszystkich obecnych za scenę, której byli przed chwilą świadkami. Wszystkich obecnych, czyli nas i dwójkę jakiś staruszków grających w szachy przy stoliku.
Przeszła za biurko recepcji i zapytała:
W czym wam mogę pomóc? Mieliście rezerwację?
Byłam pod wrażeniem tego jak łatwo przeszła z tym wszystkim do porządku dziennego. Żadnego wstydu, złości, gniewu, ani nawet wyrazu bezsilności nie dostrzegłam na jej twarzy.
My tak właściwie… – zaczęłam i oczywiście przerwał mi nikt inny. jak ten arogancki buc o imieniu Filip.
Paula, idź lepiej do niego. On nie odpuści – powiedział tak półszeptem do tej piękności o brązowych, lśniących włosach. – Ja się wszystkim zajmę, obiecuję. – Puścił ją przodem, a potem sam wszedł za ladę biurka. – Filip Czarnecki, poniekąd właściciel. W czym mogę pomóc?
No, mnie to mógłbyś pomagać co noc – wypaliła Julia, będąca dosłownie pod jakimś dziwnym wpływem jego magnetycznego spojrzenia.
Filip się jednak nawet nie zaśmiał. Zbył taki komplement milczeniem i poważnym wyrazem twarzy.
Chcieliśmy pokój albo ze dwa. Sześć osób. – Uznałam, że jak ja nie złożę konkretnego zamówienia, to już nikt tego nie zrobi.
Macie rezerwację?
Nie.
Nie ma miejsc.
Zaśmiałam się.
Ty żartujesz? Jakiś kretyn, taksówkarz…
To zgłoś reklamację do korporacji – odparł i rzucił w moją stronę bezczelnym, sztucznym i wymuszonym uśmiechem.
W takim razie wezwij nam taksówkę – syknęłam wielce zirytowana.
Boże, co za palant. Jeszcze nawet na mnie nie patrzył, tylko tak zerknął, a potem wyciągnął ten swój długopisik z kieszonki na piersi i coś pisał w księdze hotelowej.
Nie dojedzie, zawieszenie by padło. Chyba, że Jeep, ale nie jestem pewny czy jakaś korporacja…
Nieważne. Wracamy! – zadecydowałam.
Ściemni się zanim dojdziecie do drogi, potem czas na złapanie taksówki. Nie wiadomo też czy gdzieś będą wolne miejsca. – Skutecznie zatrzymał nas tymi słowami. Zaczął przewracać kartki.
A co innego mamy zrobić? – zapytałam się, uderzając otwartymi dłońmi o blat recepcji, a gdy na mnie spojrzał przewróciłam oczami.
Nie mogę pozwolić, by banda dzieciaków szwendała się po lesie o tak późnej porze, a potem nocami błądziła po nieznanym im terenie. Troje z was ulokuję w dwuosobowym pokoju. Niewielki, ale jak połączycie łóżka, to dwa dni przetrzymacie. Potem będzie wolny pokój czteroosobowy. Dostawię wam tam wtedy kanapę, może nawet dwie, jeśli chcecie zostać dłużej niż jedną noc.
Masz pokój. Jeden, dwuosobowy. Nas już jest sześciu – rzekłam, bo chyba miał jakiś spory problem z liczeniem albo coś pominął. No chyba nie myślał, że ja będę spała na podłodze, prawda?
Chłopaki, pójdziecie do dwójki na piętro. – Podał klucz na dłoń zaspanego Dominika. – A wy, dziewczyny… pomyślę zaraz co z wami zrobić. – Pochylił się, oparł łokcie o biurko, a kciuki przyłożył do swoich brwi. – Jedyne wyjście, to zostaniecie tutaj.
W recepcji? – Poczułam się nawet nieco oburzona.
Nie, tutaj, w sensie tu gdzie znajduje się recepcja i mieszkania dla rodziny. Moi rodzice wrócą za trzy dni, przeniosę się do ich pokoju, a wam oddam mój własny.
Dziękuję – rzekła Julia, robiąc do tego buca maślane oczka.
A ja nie dziękuję. Chociaż nawet się spisałeś, nie powiem, że nie. Gdzie klucz?
Musicie na niego trochę poczekać. Przeniosę tylko dokumenty bym mógł wieczorami pracować i się wam nie kręcić. Dajcie mi godzinę. Bagaże możecie zostawić za recepcją, to nie Polska, tu złodziejstwo nie jest tak rozpowszechnione.
Ewę i Julie rozbawił jego dowcip. Mnie zirytował.
Filip! – zatrzymałam go, gdy już wyszedł zza biurka i pokonał dwa pierwsze schody prowadzące na górę.
Tak? – Spojrzał na mnie pytająco, niemal wisząc przez poręcz.
Sukienka tej pani, która była w recepcji przed tobą. Gdzie taką dostanę?
A skąd ja to mogę wiedzieć?
Myślałam, że wiesz w czym chodzi twoja żona i skąd ma ubrania, ale skoro nie wiesz. – Odwróciłam się na pięcie.
To nie moja żona, to moja bratowa, ale rozumiem, że zadałaś to pytanie tylko po to, by sprawdzić czy jestem wolny, czy zajęty.
Spojrzałam na niego z niedowierzaniem.
Nie schlebiaj sobie.
Nic mi tak nie schlebia, jak twoje zainteresowanie. Uratowałem cię dwa razy jednego dnia, bądź miła, bo mogę nie zrobić tego po raz trzeci, a masz niezwykły dar do wpadania w tarapaty i sprawiania sobie utrudnień.
U was to rodzinne? – Zrobiłam kilka kroków w jego stronę.
Co takiego?
Bezczelność – wycedziłam przez zęby, stając tylko schodek niżej niż on stał. Niemal dotykałam nosem jego koszuli. Czułam zapach jego perfum.
Szczerze, to nigdy się nad tym nie zastanawiałem, ale być może tak właśnie jest. Wrócę po was za godzinę, postaraj się nie wypaść w tym czasie za burtę.
Bezczelny arogant i prostak.
I powiedziała to kobieta, która przez własną głupotę o mało nie straciła życia! – odrzekł podniesionym tonem, zmierzając jednocześnie na górę.
To była tylko zabawa! – krzyknęłam do jego pleców.
Zatrzymał się i odwrócił. Stał daleko, ale nawet z tej odległości widziałam jak jego oczy ciemnieją.
Niezwykle szczeniacka i prostacka. A sukienkę Pauliny, jeśli dobrze pamiętam, to uszyła moja mama. – Zatkał mnie. Z resztą on nawet nie czekał na moją odpowiedź. Po prostu, jak gdyby nigdy nic, kontynuował swoją podróż schodami na górę.

10 komentarzy:

  1. Hej kochana;) Przeczytałam prolog i ten rozdział, skoro opublikowałaś je od nowa i będę czytać również kolejne;) Ale nie zauważyłam większych zmian w fabule, ewentualnie w budowie zdań, więc nie będę się powtarzać z komentarzem. Bez sensu, żebym drugi raz pisała to samo. Ale wiedz, że jestem i jak tylko pojawi się coś nowego to przyjdę przeczytać ;)
    Pozdrawiam!;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No proszę... przybywam tu prawie dokładnie rok później xD Tyle, że nie 20 sierpnia, a 19. Szmat czasu.

      Wpadłam tylko powiadomić, że jestem i czytam. Nie będę komentować każdego rozdziału, tylko zbiorowo 3 czy 4. Ale wiedz, że jestem i możesz czekać a moje skromne opinie;D

      Usuń
  2. Ja też jestem! Nawet punktualnie, co u mnie jest rzadkością :D
    Polubiłam Nicole. Pod prologiem nie byłam jeszcze tego pewna, ale teraz już jestem. Zdecydowanie wolę takie pewne siebie (nawet przesadnie) bohaterki z ciętym językiem, niż takie potulne, które po takiej wymianie zdań pewnie płakałyby godzinami w poduszkę. A Filip mnie intryguje. Nie ukrywa tego, że interesuje się Nicole, a przy tym nie zachowuje się jak dureń, który chce się jej przypodobać. Właściwie, to sama nie jestem pewna, o co mu dokładnie chodzi. Ale widać, że mimo wszystko jest trochę lepiej wychowany i odpowiedzialniejszy, niż ona.
    W ogóle to na początku nie wiedziałam do końca, o co chodzi, jak był fragment z tą córką. Dopiero potem się zorientowałam, że to może być pisane z perspektywy dłuższego czasu.
    Podoba mi się. I podobają mi się bohaterowie. Z pewnością wpadnę, kiedy tylko pojawi się coś nowego :)
    Pozdrawiam :3

    OdpowiedzUsuń
  3. Podoba mi się zestawienie melancholijnej, nawet trochę zdołowanej Nicoli z początku rozdziału z tą pewną siebie, nieco pyskatą szsnastoletnią z dalszej części.
    Twoi bohaterowie wydają mi się relistyczni, tacy współcześni nastolatkowie "bez cenzury". Na razie gubię się w imionach chłopaków, ale myślę, ze z czasem się w nich ogarnę.
    Bardzo interesuje mnie postać Filipa. Wydaje mi się, że coś ukrywa. Dobrze; że coś wykombinował z pokojami dla ekipy Nicoli, w sumie miło z jego strony, wcale nie musiał tego robić. Pod tą arogancką powłoką musi kryć się dobry, ciepły człowiek. Zastanawia mnie, jaki stosunek będzie miał wobec Nikoli i spółki - bardziej kumpelski czy raczej belferski?
    Jedna sprawa a propos poprawności:
    rok 2000 - rok dwutysięczny
    rok 2012 - rok DWA TYSIĄCE dwunasty
    Jestem na to strasznie wyczulona. :'))
    Czytam dalej, ciekawa tego, jak potoczą się losy ekipy na "yolo" podróżującej do Szwecji. ;)) Tak swoją drogą - Symaptyczni ci nieogarnięci przyjaciele, bardzo miło mi się o nich czyta.
    PS Podpisuję się pod zdaniem Nicoli o "Sali Samobójców"!

    OdpowiedzUsuń
  4. Nawet nie wiesz jak bardzo żałuję, że jest tak późna godzina a ja muszę iśc rano do pracy w przeciwnym wypadku czytałabym dalej, bo naprawdę historia Nicoli i Filipa (chyba można to tak nazwac, co?) bardzo mnie wciągnęłą.
    Nicola jest świetna, taka spontaniczna i wyszczekana, ma charakterek, co bardzo mnie cieszy, nie jest bezbarwną postacią, o której ciężko cokolwiek napisac. Żałuję, ze ie było mnie na tym promie i kiedy oblewała Filipa Colą z chęcią przypiłabym jej piateczkę i jeśli miałabym w ręku jakąś butelkę z piciem zrobiłabym to samo :)
    A co do aroganckiego Filipa to chyba ciekawi mnie jeszcze bardziej niż Nicola. Nie wiem czemu, coś mi mówi, ze odegra bardzo ważną rolę w tym opowiadaniu, no wiem, wiem, niczego wielkiego nie odkryłam bo przecież jest a raczej będzie jedną z głównych postaci, ale chodziło mi o to, że to chyba jego tyczy się tutuł "Zgadnij kim jestem" mam rację?
    Jutro po pracy na pewno tu wrócę, póki co kończę i lecę spac :/
    http://nauczysz-sie-mnie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Też mi się nie podobał ten wspomniany film, tragedia jakaś a nie "Sala samobójców". Natomiast uwielbiam "Titanica", to tak odnośnie poprzedniego rozdziału.
    Nicola i Filip, Filip i Nicola. Jakoś nie umiem sobie ich razem wyobrazić, bo to tak jakby wpuścić dwa bojowniki do jednego akwarium. Polubiłam ich oboje, bo oboje barwni, ciekawi i na swój niepowtarzalny sposób uroczy. Podoba mi się też narracja, jest taka lekka, płynna, niemęcząca.

    sie-nie-zdarza.blogspot.com
    prawdziwa-legenda.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Główna bohaterka to typowa lekko rozpieszczona nastolatka. przynajmniej takie sprawia wrażenie.
    Filip... Filip póki co sprawia dość dobre wrażenie. Wręcz zadziwil mnie tym, jak spokojnie przyjął ociekająca mu po włosach cole :))

    OdpowiedzUsuń
  7. Póki co nie zapałałam sympatią do głównej bohaterki, jeżeli chodzi o jej przeszłość. W wersji obecnej jest nieco bardziej statyczna, melancholijna, spokojna. Taka, wydaje mi się bardziej interesująca. Jako szesnastoletnia dziewczyna zachowywała się bezmyślnie niczym dzieciak z podstawówki.
    Zaczynam patrzeć na nią w bardziej przychylny sposób, gdy pojawia się przy niej Filip. Razem tworzą coś ciekawego, co przykuwa uwagę. Nie do końca wyobrażam sobie ich jako parę, ale póki co ich znajomość, o ile tak można to nazwać, jest bardzo ciekawa. Intryguje mnie jak to dalej się rozwinie.

    OdpowiedzUsuń
  8. Wybacz, że dopiero teraz komentuję, ale nie miał wcześniej wolnego czasu :(
    Ten rozdział podoba mi się. Choć zastanawia mnie to, czemu bohaterka tak wypiera się faktu, że Filip jej się podoba. Przecież to nic złego, poza tym ja wcale nie uważam, żeby był tak arogancki. Prędzej to Nikola taka własnie jest.
    Znalazłam w tekście trochę błędów:
    napoje z butelek po przez słomkę.
    poprzez
    założyła torbę sportową na jedno ramie.
    ramię
    Podziękuję za tę propozycje.
    propozycję
    Dziękuje za stwierdzenie, że mam seksowne ciało.
    Dziękuję
    Ja się wszystkim zajmę, obiecuje.
    obiecuję
    Filip wydaje się być fajnym i pomocnym facetem. W szoku jestem, że nie pogniewał się kiedy Nikola wylała na niego colę. To nie mogło być za przyjemne ;)
    Czytam dalej.

    amandiolabadeo.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie obraź się, ale ja jestem tego samego zdania co Filip. Przyjaciele Nikoli to naprawdę dzieciaki. Ich zachowanie jest wprost prostackie i zbyt mało dorosłe. W dzisiejszych czasach szesnastolatkowie chcą się usamodzielniać, udawać dorosłych, a przyjaciele głównej bohaterki raczej tego nie pokazują.

    Trochę nie rozumiem Nikoli. Przecież Filip nie zrobił nic takiego złego. Powiedział tylko zdania, które mówiły prawde o jej przyjaciołach. To jeszcze nie powód, żeby aż tak mocno go nienawidzić. Poza tym chłopak uratował jej życie, a potem postarał się, aby ona i jej ekipa mieli gdzie spać. Zachował się bardzo profesjonalnie moim zdaniem. No, ale cóż... to tylko szesnastolatkowie, co oni mogą wiedzieć o dobrych manierach...?

    OdpowiedzUsuń