Rozdział na specjalne życzenie Moni i Ja-Mewa
chciałyście, to macie i oby się podobał ;-)
Przypatrywałam
się temu co wypatrywał Filip. Ciemnogranatowy Jeep przystanął, a
jego silnik zgasł. Samochód został zaparkowany niezwykle niedbale,
tak krzywo. Wysiadł z niego mężczyzna w ciemnych okularach i
sportowej koszulce oraz krótkich spodenkach. Uznałam, że to
nietypowy strój na kogoś w jego wieku. Przeszedł przed maską, by
otworzyć kobiecie drzwi. Pomyślałam wtedy – cóż za miły
gest, w dzisiejszych czasach już rzadko praktykowany. Nowemu
pokoleniu stanowczo brak kultury i wychowania. Kobieta miała strój
nieco lepiej dopasowany do wieku, ale też nie jakiś dla staruszki.
Zresztą, nie była stara. Wyglądała na zaledwie czterdzieści pięć
lat. Z daleka było widać, że jest niezwykle zadbana. Zdjęła
okulary przeciwsłoneczne i kapelusz, podczas gdy jej mąż
wypakowywał walizki z bagażnika. Od razu rzuciły mi się w oczy
jej długie, blond włosy.
–
Faktycznie
podobny jesteś do matki – powiedziałam do Filipa.
–
Skąd
wiesz, że to moi rodzice?
–
Nie
uwierzysz, ale gdy mi o nich mówiłeś, to właśnie tak sobie ich
wyobrażałam – nieco skłamałam, bo naprawdę sądziłam, iż
niemożliwe jest tak dobrze wyglądać po urodzeniu siódemki dzieci.
Życie chyba do końca życia nieprzestanie mnie zaskakiwać. Na
szczęście jeszcze czasami zaskakiwało mnie pozytywnie.
–
Filip,
ruszyłbyś dupę! – usłyszałam krzyk zdarty na męską chrypę.
–
No
idź, idź – pogoniłam go, popychając w plecy.
Wyrzucił
papierosa i z irytacją malującą się na twarzy podszedł do ojca.
Chwycił za jedną walizkę i z daleka słychać było jego
marudzenie, dotyczące tego jak można zaparkować tak daleko od
głównego wejścia. Śmiałam się z tego, co można było uznać za
nieco złośliwe, ale przecież ostatecznie śmiech to zdrowie.
Niespodziewanie
jego matka przystanęła przy mnie, by się przywitać.
–
Koleżanka
Filipa? – dopytywała.
–
Przyjechaliście
razem? – wtrącił jego ojciec.
Kręciłam
głową, jednocześnie podając im ręce. To nietypowe jak na mnie,
ale poczułam się nieco onieśmielona i zabrakło mi języka w
gębie.
Filip
wybawił mnie z opresji wyjaśniając krótko:
–
Poznaliśmy
się tutaj.
–
Może
zaprosisz koleżankę na dzisiejszy wieczór – zachęcał ojciec.
Spojrzałam
na Czarneckiego i miną delikatnie dałam mu do zrozumienia, by tego
nie robił.
– A
właściwie, to całkiem dobry pomysł. Mogłabyś…
–
Filip…
Trzy
pary oczu wbite we mnie z takim wyczekiwaniem, że strach przed
skazaniem na gilotynę chyba wzbudzałby we mnie milsze i bardziej
przyjazne emocje. Oparzyłam się papierosem, bo nie wyrzuciłam go
na czas. Przytknęłam piekące miejsce do ust.
–
Chętnie
– bąknęłam, bo wiedziałam, że nie uda mi się wymigać, w
końcu Filip już wspominał, że jego ojciec nigdy się nie poddaje
i zawsze otrzymuje to czego chce. Więc co mi tam, pójdę na to
spotkanie, nie spodobam im się i dadzą mi wszyscy święty spokój,
a Filipowi, będzie mnie odradzać cała rodzina Czarneckich.
Uśmiechnęłam się na tę myśl.
– W
takim razie, do zobaczenia o osiemnastej – rzekła do mnie ta młodo
wyglądająca, jak na swój wiek, kobieta.
–
Do
zobaczenia – odpowiedziałam.
Patrzyłam
jak ode mnie odchodzą i zastanawiając się jednocześnie, dlaczego
to zawsze ja muszę się w coś takiego wpierdolić. Na dodatek
musiałam się jeszcze zmierzyć z niespełnionymi nadziejami Julki,
która nigdy mi tego nie wybaczy, że to właśnie ja mam zjeść
kolacje z rodziną Filipa Czarneckiego. Jednak ostatecznie Filip był
przystojnym facetem o ciekawym usposobieniu, a Julia Antczak tylko
znajomą, z którą moja droga w końcu się rozejdzie i to w
najmniej odpowiednim momencie.
Cholera
jasna! Co ja na siebie włożę? – zastanawiałam się w
myślach. Pośpiesznie wstałam z ławki i pognałam do pokoju, by
przejrzeć swoją niewielką garderobę, którą zmieściłam w
plecaku.
Ewki
i Julii nie było w pokoju, gdy ja przerzucałam zarówno swoje, jak
i ich rzeczy. Oczywiście otrzymałam na to od nich pozwolenie
SMS-em, gdyż miałam taki zwyczaj, że nie grzebałam w cudzej
prywatności bez zezwolenia.
Nagle
rozeszło się pukanie do drzwi. Otworzyłam, a przed progiem stał
Filip. Nie czekał na zaproszenie, po prostu wszedł. Właściwie to
nie mogłam się po nim spodziewać niczego innego, przecież to był
jego pokój, dla niego zapewne nie miało znaczenia kto obecnie go
zajmuje, nadał czuł się tutaj jakby był u siebie. Zasiadł na
łóżku, wcześniej zrzucając z niego moje ubrania, jednym
machnięciem ręki.
–
Domyślam
się, że jako osoba, która przyjechała tutaj wypocząć, to nie
masz niczego odpowiedniego, dlatego zabieram cię na zakupy.
–
Dobrze.
Nie mam wyjścia, więc skorzystam z twojej propozycji, ale ja za
siebie płacę.
–
Oczywiście,
skoro tak chcesz. – Niemal się położył na tym łóżku i czekał
nie wiem na co.
–
Filip!
– warknęłam.
Spojrzał
na mnie nieobecnym wzrokiem.
–
Mógłbyś
wyjść? Jestem w staniku.
–
Widziałem
w swoim życiu niejedną kobietę w staniku. Zupełnie mi to nie
przeszkadza. Nie martw się, ani trochę nie czuję się skrępowany.
– Arogant powrócił.
Przewróciłam
oczami.
–
Chciałabym
się przebrać.
–
Śmiało.
– Uśmiechnął się złośliwie.
–
Ale
czy mógłbyś wyjść?
–
Dlaczego?
–
Bo
chciałabym się przebrać.
Wzruszył
ramionami.
–
Tylko
się tak zgrywałem – rzekł wstając. – Chociaż tak właściwie,
to abyś potem tego nie żałowała. Może kiedyś będziesz chciała
się przede mną rozbierać, a ja wystawię ciebie za drzwi, tak jak
ty minie teraz – mówił szeptem wprost do mojego ucha, a mnie
przechodził dziwny, nie do końca przyjemny dreszcz.
To
było dla mnie całkiem nowe uczucie.
–
Twoje
niedoczekanie – rzuciłam do zamykających się drzwi, za którymi
zniknął ten złośliwiec, Filip Czarnecki.
Właściwie
czego mogłam się spodziewać po człowieku o takim nazwisku? Tylko
ciemnej duszy, złośliwego usposobienia i czarnego humoru.
W
końcu nastał ten czas, gdy musiałam ponownie stanąć z Filipem
oko w oko. Kiedy wyszłam przed drzwi, on opierał się o samochód
ojca. Spojrzałam na niego z niedowierzaniem.
–
Nie
masz swojego?
–
Królewna
widzę jak zwykle uszczypliwa – odrzekł, otwierając przede mną
drzwi w niezwykle teatralnym geście. – Zapraszam, Nicolo Linder.
Dokąd pani sobie życzy? – dopytywał, zamykając drzwi i
obchodząc maskę samochodu. – Zapnij pasy.
Przewróciłam
oczami, ale spełniłam też „prośbę”.
–
Jakbyś
jeszcze mogła przetrzeć przednią szybę, bo się strasznie
zakurzyła, to byłoby świetnie.
Spojrzałam
na niego z niedowierzaniem. Z początku myślałam, że to był żart,
ale okazało się, że nie, bo Filip czekał i patrzył w sposób
mówiący „oczekuję, że zrobisz co powiedziałem”.
Przewróciłam oczami ponownie i chwyciłam za to żółte
paskudztwo, zwane gąbką i przetarłam tę przednią szybę.
–
Lusterka
może też? – zapytałam złośliwie. Odłożyłam przedmiot na
kokpit i wyjęłam z mojej torebki żel antybakteryjny, od razu
wtarłam go w dłonie.
–
Nie,
ale jakbyś tak mogła użyczyć mi chusteczki…
Nie
umiałam mu odmówić. Wyciągnęłam jedną z paczki i mu podałam,
podczas gdy on wycofywał.
–
Ale
wytrzyj mi radyjko, znaczy tę szybkę od odtwarzacza – polecił. –
I tą gałkę od skrzyni biegów też byś mogła, jeśli to nie
problem oczywiście.
–
Filip,
ty żartujesz? Ja nie jestem jakimś koncertem życzeń – zwróciłam
mu uwagę, wrzucając chusteczki do torebki.
–
No
wiem, przecież że nie. Sądziłem po prostu tylko, że może
zechcesz być, choć raz, miła i pomocna. – Znowu odezwał się w
nim ten cyniczny arogant.
Zastanawiałam
się czy on żartuje, czy mówi zupełnie poważnie. Właściwie,
nigdy nie wiedziałam, gdy jest serio złośliwy, a gdy tylko takiego
udaje.
Wybrałam
zbyć go milczeniem. Wcale się tym nie przejął, włączył sobie
radio i zaczął uderzać rytmicznie obiema dłońmi o kierownice.
Nawet podśpiewywał sobie… właściwie to czuł się jakby mnie
nie było obok. Co ta moja koleżanka – Julia, w nim widziała?
Nie wiem. Z pewnością musiała dostrzec coś czego ja nie
zauważałam, przecież nie da się polubić kogoś takiego, a co
dopiero w kimś takim zauroczyć. Postanowiłam się z nim podzielić
moimi spostrzeżeniami.
–
Ty
się dasz w ogóle lubić?
–
To
zależy. Bardzo łatwo mnie nie lubić, ale jak już się mnie
polubi, bo się już do mnie przyzwyczai, to potem nie można
przestać i nie umie się już beze mnie żyć.
– W
takim razie, wolę cię nie lubić.
Chyba
go rozbawiłam, bo się roześmiał i zaczął nucić dalej to swoje
„Kiedy byłem, kiedy byłem dużym chłopcem, hej… Głosem
serca się nie kieruj, tylko forsa ważna w życiu jest…”. Co
prawda to prawda, wyśpiewując akurat ten fragment, miał w tym
trochę racji, ale on akurat na brak szmalu, to chyba nie mógł
narzekać.
Zaparkowaliśmy
przed galerią handlową, wjechaliśmy windą na trzecie piętro, bo
pan wygodnicki nienawidził schodów ruchomych. Rzekomo kręciło mu
się od nich w głowie i napomniał, że ma z nimi złe wspomnienia z
dzieciństwa. Odważyłam się zapytać "jakie?".
–
Byliśmy
dzieciakami. Matka wybierała sukienkę, a ojciec wrócił się po
portfel do samochodu. Adam pobiegł za nim, bo chciał swoje jojo, a
ja miałem opiekować się Kamilem, gdy ich nie było. Mieliśmy stać
i dalej obserwować ludzi. Uczyłem go kolorów – pochwalił się
wielce dumny z tego jak pomagał w nauce młodszemu braciszkowi.
–
Jaki
to ma związek z ruchomymi schodami? – zapytałam, gdy przepuszczał
mnie przodem podczas wysiadania z windy.
–
Znudziło
mnie podziwianie ludzi. Zabrałem Kamila na schody ruchome. Miał
rozwiązane sznurówki, nie zauważyłem tego i schody porwały mu
buta – wyjaśnił z lekkim uśmiechem, ale było w tych uniesionych
kącikach ust coś smutnego.
–
Rozwaliliście
schody? – zdziwiłam się.
–
Ehe,
tak trochę. Matka najbardziej przeżywała czy Kamil nie zmiażdżył
sobie stopy. Poza tym strasznie krzyczała, że mieliśmy stać przed
sklepem, czy też siedzieć na ławeczce i się nie oddalać. W
rozgorączkowaniu szukała nas po całym centrum handlowy, jak tylko
przyuważyła, że nas nie ma.
–
Nieźle.
Ile mieliście wtedy lat?
–
Kamil
cztery, ja osiem.
–
Powinieneś
być mądrzejszy w tym wieku.
–
Mówisz
jak mój ojciec.
–
Wściekł
się? – dopytywałam, bo zawsze kiedy wspominał o ojcu, czułam w
nim pewien dystans, jakby się go bał, miał do niego jakiś żal
albo... nie wiem jak to inaczej określić.
–
Nie,
nie można tego nazwać wściekaniem się. Nie krzyczał, ani nic.
Zresztą, on nie okazuje publicznie emocji, właściwie rzadko je
okazuje. Uważa, że prawdziwy mężczyzna powinien panować nad
swoimi emocjami, niezależnie czy to są namiętności ,czy skrajne
zagniewanie.
No
proszę! I wyszło na to, że niepotrzebnie demonizowałam obraz jego
ojca w moich wyobrażeniach. Ja
to zawsze sobie coś bezpodstawnie ubzduram, a potem wychodzi, że
prawda jest zupełnie inna niż to moje ubzduranie.
–
Co
nie przeszkodziło mu spuścić mi porządne manto jak wróciliśmy
do domu – Filip dokończył opowieść o niewielkim fragmencie
swojego dzieciństwa, czym udowodnił mi, że to moje demonizowanie
jego tatuśka nie było takie całkiem bezpodstawne.
W
głowie mi się nie mieściło jak można zbić ośmiolatka? Co w
ogóle jego rodzicom odbiło, by zostawić czteroletniego syna pod
opieką niewiele od niego starszego brata? Zachowałam jednak te
pytania dla siebie, bo nie byłam pewna, że chce na nie poznawać
odpowiedzi.
–
Tamten
sklep? – zapytałam, wskazując brodą, o który mi chodzi.
–
Jeśli
chcesz, aczkolwiek ja lubię u kobiety nietypowe ubrania,
nieoklepane, takie, których z pewnością nie będzie miał nikt
inny.
–
Czyli
stawiasz na dobrych i drogich projektantów?
–
Niekoniecznie,
bardziej na krawców z pomysłami.
–
Tę
chcę – wskazałam palcem czerwoną sukienkę wiszącą na
manekinie.
–
Dobrze,
ale nie w tym kolorze.
–
Dlaczego?
– Naprawdę myłam zaskoczona.
–
Bo
niedobrze mi przy czerwonym.
– W
sensie na pawia ci się zbiera?
–
Nie,
w sensie niedobrze mi w tym kolorze. – Uśmiechnął się i zrobił
minę mówiącą „jak mogło ci w ogóle przyjść coś takiego do
głowy?”.
–
Przecież
to nie ty będziesz ją nosił, tylko ja.
–
Niby
tak, ale przy czerwonym też niedobrze wyglądam. A jak ktoś nam
zrobi zdjęcie? Pomyślałaś o tym?
–
Szczerze,
to nie.
–
No
widzisz i przez ciebie mogłem źle wyjść. Wybierz inną.
Znowu
zastanawiałam się czy on mówi poważnie, czy się zgrywa. Jeszcze
te jego minka urażonego chłopca, jakby mamusia o nim zapomniała, a
on miał trzy latka i został sam na placyku zabaw. Westchnęłam i
przewróciłam do tego oczami, bo samo westchnięcie tym razem nie
wystarczało, by powstrzymać moją irytacje.
–
Dobrze,
wybiorę inną – ustąpiłam mu ten jeden, jedyny raz i wybrałam
złotą.
–
Nie
podoba mi się – skomentował, gdy tylko wyszłam z przymierzalni.
– I
całe szczęście, nie chcę ci się podobać. – Stałam przed
lustrem i oglądałam się z każdej możliwej strony. Sukienka
wydawała się idealnie pasować.
–
Jednak,
ty mi się podobasz, mam tylko mniej życzliwy pogląd na twój
strój.
– A
co z nim jest nie tak? – Odwróciłam się do niego wielce
zirytowana.
–
Świecisz
się w nim tak… – widać było, że szuka odpowiedniego słowa –
jak psu jajca na słońcu – dokończył w końcu.
Szczerze,
to po tak długim czasie namysłu, liczyłam na coś bardziej
oryginalnego z jego strony.
–
Palant
– rzuciłam, weszłam do przymierzalni ponownie i zdjęłam z
siebie tę kieckę. Odwróciłam się w poszukiwaniu moich rzeczy i
wyczułam czyjąś obecność za moimi plecami. Nawet w najgorszych
koszmarach nie spodziewałam się, że Filip będzie na tyle
bezczelny, by wtargnąć w tak intymną sferę, jaką jest dla mnie
przymierzalnia sklepowa.
–
Przymierz
tę – rzekł, obcinając mnie od stóp do głów. – Lubię taki
nietuzinkowy kolor.
–
Uważasz
oliwkowy za nietuzinkowy kolor?
–
Nie,
nie o sukience mówiłem.– Patrzył się bezczelnie na mój dekolt
i gadał w nienaturalnie wolnym tempie. – Masz nietuzinkowy kolor
bielizny.
–
To
śliwka – wyjaśniłam, orientując się jaki komplet mam akurat na
sobie. – Filip, jeśli mam przymierzyć tę sukienkę, to wyjdź. –
Byłam spokojna, aczkolwiek stanowcza.
Na
każdego innego, zapewne, mój ton, by podziałał, ale nie na
Czarneckiego.
–
Filip!
–
A…
zapatrzyłem się, znaczy zamyśliłem. Mówiłaś coś? – Ponownie
skoncentrował uwagę na mojej twarzy.
–
Znajdź
mi sukienkę z mniejszym dekoltem, proszę, albo najlepiej taką z
napisem „oczy
mam wyżej” – poleciłam, przyglądając się
jednocześnie kiecce, którą przyniósł.
–
Ale
w tym kolorze będzie ci do twarzy, a innej w takim kolorze nie ma –
mówił niczym mały chłopiec opowiadający, że w kiosku jest jego
ulubiony model samochodziku, ale o znienawidzonym kolorze.
W
moim i tej sukni przypadku było odwrotnie, kolor mój, fason
niekoniecznie. Westchnęłam i wypchnęłam go za zasłonkę.
–
Przymierzę
ją! – krzyknęłam.
Cholera,
jak na złość, Czarnecki musiał mieć racje. Sukienka autentycznie
zdawała się być uszyta specjalnie dla mnie. Idealna w kolorystyce,
doskonale dopasowana, sprawiała, że świetnie się prezentowałam.
–
Znalazłem
do niej torebkę – oznajmił mi jak tylko wyłoniłam się zza
kotary.
–
Jeszcze
nie powiedziałam, że ją…
–
Ale
ja powiedziałem – przerwał mi stanowczo, stojąc przy tym niczym
na baczność. – Nie widzę cię w innej. Ta jest perfekt.
–
Wyjątkowo
się z tobą zgodzę. Przebiorę się. Poczekasz na mnie i zrobisz to
bez żadnych niespodzianek, typu „ta dam, jestem obok”?
–
Postaram
się, ale błagam, pośpiesz się, bo cholernie się nudzę.
Wypuściłam
powietrze z irytacją, ale postanowiłam się pośpieszyć, by nie
stać się dla niego formą rozrywki, mającą być lekarstwem na
nudny czas oczekiwań. Tak jak się wcześniej umawialiśmy, sama za
siebie zapłaciłam, ale samej mi już ponieść moich zakupów nie
dał.
–
To
jest lekkie – wyjaśniłam, gdy wsiadaliśmy do windy.
–
Wiem,
ale będę się głupio czuł, gdy będę szedł obok ciebie z
pustymi rękoma w chwili, gdy ty coś niesiesz.
–
Dobrze,
skoro chcesz, to rób mi za tragarza.
Modliłam
się w duchu, by ten wspólny dzień się w końcu skończył. Miałam
już serdecznie dość Filipa Czarneckiego. Działał mi na nerwy jak
nikt inny. Liczyłam na to, że teraz odstawi mnie do pensjonatu, i
że zobaczymy się dopiero o osiemnastej, ale oczywiście on musiał
mieć inne plany.
–
Zjemy
coś – zadecydował. Nawet nie pytał czy jestem głodna.
Zwyczajnie na parterze odnalazł jakąś restauracyjkę i wskazał mi
stolik.
–
Nie
jestem głodna.
–
Od
rana nic nie jadłaś. Coś zjesz. – Usiadł i rozłożył przed
swoimi oczami kartę menu.
–
Nie
zjem.
–
Zjesz.
–
Nie
chcę!
–
Nie
krzycz, w miejscu publicznym jesteś, zachowuj się. Wybierz co
chcesz.
–
Filip,
nie rozumiesz po normalnemu? Nie jestem głodna – niemal
wysylabizowałam.
– W
takim razie zamów sałatkę, nią się i tak nie da najeść, a
przynajmniej nie będziesz miała pustego żołądka i nie zemdlejesz
mi po drodze, a przy okazji i linię utrzymasz.
–
Nie
ustąpisz? – upewniałam się.
Pokręcił
głową.
– W
takim razie sałatkę i… – specjalnie przedłużałam. – Colę
do tego.
–
Byleby
mi nie wylądowała na głowie.
– W
takim razie, lepiej nie bądź taki upierdliwy.
–
Mam
inny pomysł. – Oparł łokcie o stół i przychylił się, jakby
chciał mi coś wyszeptać.
Przybliżyłam
się więc do niego.
–
Nie
prowokuj mnie – powiedział cicho.
–
Ależ
gdzież bym śmiała? – Uśmiechnęłam się uroczo.
–
Myślę,
że ze śmiałością, to ty z pewnością nie masz problemów. O
kelner – zauważył mężczyznę, który stał przy nas od
dłuższego czasu, czyli cholernie był spostrzegawczy. – Jaka ta
sałatka? – zapytał.
–
Bez
mięsa i rukoli – odpowiedziałam, bo nawet nie zdążyłam
zagłębić się w to menu, które przede mną rozłożył.
Około
szesnastej podjechaliśmy pod prom. Musieliśmy jednak jeszcze chwilę
poczekać. Czarnecki otworzył drzwi, bo upał był taki, że ledwo
wyrabialiśmy w samochodzie, w którym, jak się okazało, była
zepsuta klimatyzacja.
–
Filip,
a tak właściwie, to dlaczego ja mam ci towarzyszyć podczas
rocznicy ślubu twoich rodziców?
–
Bo
się zgodziłaś. – No faktycznie, być może moje pytanie było
banalne, ale chyba nie aż tak bardzo, by zasługiwać na taką
odpowiedź.
–
Bo
twojemu ojcu ciężko odmówić – poskarżyłam się.
–
Widzisz,
a dziwiłaś się mojej matce, że nie odmówiła mu córki.
–
To
zupełnie coś innego. Inna sytuacja. Poza tym ona jest jego żoną,
a ja obcą osobą i czułam się taka osaczona jak mnie świdrował
tymi swoimi oczyskami, i…
–
Mam
wrażenie, że nie polubiłaś mojego ojca – przerwał mi niemal
oskarżycielskim tonem.
–
Filip,
ja nie mogę go nie lubić, bo tak szczerze, to ja go nie znam, ale
nie rozumiem dlaczego ty się nie przeciwstawiłeś temu pomysłowi,
przecież my się nawet nie lubimy, skaczemy sobie do gardeł,
zazwyczaj już po minucie rozmowy.
–
Głupio
mi im odmówić w rocznice ślubu i nie ze względu na ojca, a ze
względu na matkę. Ona ma jeszcze taką nadzieję, że zobaczy mnie
z kobietą.
– A
co ty gejem jesteś? – zapytałam, sięgając po papierosy położone
na kokpicie.
Filip
najwidoczniej się zapowietrzył, na co wskazywało dłuższe
milczenie.
–
Właściwie,
to nie musisz mi odpowiadać, bo twoje życie intymne, to twoja
sprawa.
–
Ale
ja mogę ci odpowiedzieć. Nie jestem gejem, mam po prostu uraz do
płci pięknej.
– A
zapowietrzyłeś się bo?
–
Bo
jak ty w ogóle mogłaś pomyśleć, że ktoś taki jak ja jest
gejem? – zapytał i wysiadł z samochodu, przeszedł przed maską.
– Pójdę po Wiktora, prom przypływa, a ty nie pal w wozie. Ojciec
jest wrogiem papierosów. – Puścił do mnie oczko.
– A
matka!? – krzyknęłam za nim.
–
Nałogowym
palaczem! – odkrzyknął, idąc chwile tyłem.
W
duchu mówiłam „wywróć się, przewróć się”, ale niestety on
się nawet o nic nie potknął.
Na
szczęście ten cały Wiktor, po którego przyjechaliśmy, okazał
się być całkiem w porządku. Poczęstował mnie orzeszkiem i mówił
coś o wspólnym piciu piwa.
–
Skąd
się znacie? – zapytałam, kiedy już byliśmy pod pensjonatem.
Brunet
uśmiechnął się do Filipa, a Filip do niego. Widać było, że to
jakaś grubsza sprawa.
–
Miałem
przez niego zapalenie otrzewnej – pochwalił się Czarnecki.
Niestety
moja wiedza medyczna nie pozwalała mi na wywnioskowanie o co chodzi.
–
Uderzyłem
go w brzuch, po prostu, i coś mu się porobiło – odpowiedział
niewyraźnie, z dziwnym akcentem Wiktor.
–
Uszkodził
mi jelita, o mało przez debila kaleką nie zostałem.
–
Sam
się prosiłeś! Na tym boisku byłem pierwszy.
–
Od
kiedy jesteście przyjaciółmi? – przerwałam.
–
Od
bardzo dawna, zaraz po tej bójce się zaznajomiliśmy.
–
Bo
mnie nie sprzedał.
–
Powiedziałem,
że spadłem z daszku na trzepak, niefortunnie na brzuch. Adam
potwierdził, nie było problemu. Potem matka Wiktora zabrała nas na
wczasy do rodziny, były takie fajne bliźniaczki, takie cyganeczki.
–
Cyganeczki?
–
Wiktor
jest Romem z narodowości.
–
Tak?
– Obejrzałam się do tyłu, by lepiej się mu przyjrzeć. Może to
było trochę bezczelne, ale chciałam dostrzec między nim, a
nami-Polakami, jakąś różnicą. – A nie wygląda –
powiedziałam w końcu.
Wiktor
się uśmiechnął i podrapał po uchu. Znowu poczęstował mnie
orzeszkiem.
–
Śmigaj
się przebrać, bo masz naprawdę niewiele czasu – poganiał mnie
Filip.
Właściwie
miał racje, dochodziła siedemnasta, a na szóstą wieczorem miała
być ta felerna kolacja. Nie wyobrażałam sobie, jak ja zasiądę
przy jednym stolę z tą całą elitą Czarneckich, ale wyglądało
na to, że nie mam innego wyjścia, przecież się nagle nie
pochoruję. Poza tym, skoro obiecałam tej biednej kobiecie, która
na żądanie męża, urodziła sześcioro chłopa, to nie mogłam jej
teraz zawieść i się nie zjawić. Ta biedna, pogodna kobietka
przeżyła, przecież w swoim życiu aż sześć żywych rozczarowań.
Zresztą, jeśli bracia Filipa okażą się do niego choć trochę
podobni, to nawet nie ma się co jej dziwić, że sama dążyła do
tego, by mieć takie synowe jak ja.
Widzę,że Julka pozostaje niezrażona i dalej startuje do Filipa.Biedny facet,chociaż w sumie powinien się cieszyć,że ma powodzenie.Jego rodzice chyba szukają mu żony,nawet już znaleźli kandydatkę do tej roli,muszą ją tylko sprawdzić wieczorem.
OdpowiedzUsuńBarbi nie daje za wygraną, ależ wytrwała. :P
OdpowiedzUsuńDobrze że Filip zwrócił uwagę Adamowi, może zwolnij trochę i przynajmniej nie będzie bił po twarzy.
Nicola się wpakował, może w trakcie tych zakupów dowiemy się czegoś nowego o zaginionym.
Ja nie jestem taki do końca pewien, czy to Adam nabił Paulinie tego siniaka. Nie bronię go bo to dupek jakich wielu, ale to że ktoś jest surowy, wymagający, czepialski, chwilami chamowaty jeszcze nie czyni z niego damskiego boksera.
UsuńBarbie jest boska. Przydałby jej się taki nachalny adorator, na którego ona nie zwracałaby uwagi, może wtedy zrozumiałaby jak teraz czuje się Filip, gdy ona go tak osacza, bo inaczej tego jak osaczaniem nie można nazwać.
Nikt inny tego nie mógł zrobić, Filip nie, dziecko może przez przypadek, ale jak dziecko mogłoby coś takiego zrobić.
UsuńChyba że Adam, kazał się Paulinie samej uderzyć, no ciekawie by wtedy było, ale damskim bokserem niebyłby ;D
Jestem pewna że to ADAM.
Ta Julka to ewidentnie ma problem ze zrozumieniem, że ktoś jej nie chcę. No ale cóż nie którzy nigdy się nie poddają nawet jeżeli nie ma to najmniejszego sensu :P
OdpowiedzUsuńAle się Nicola wpakowała nie ma to jak rodzinny obiadek.
A ta Julka dalej nie rezygnuje. Biedny Filip nękany przez adoratorkę. No to się Nicola wpakowała. Podoba mi się gdy są w swoim towarzystwie. Ciekawe jak wypadnie spodkanie rodzinne.
OdpowiedzUsuńMogę się do jednego przyczepic?
OdpowiedzUsuń"Życie chyba do końca życia nieprzestanie mnie zaskakiwać. Na szczęście jeszcze czasami zaskakiwało mnie pozytywnie." życie do końca życia - i zaskakiwac - lepiej jakieś synonimy ; )
"Opatrzyłam się papierosem" -oparzyłam
"– Widziałem w swoim życiu niejedną kobietę w staniku. Zupełnie mi to nie przeszkadza. Nie martw się, ani trochę nie czuje się skrępowany. – Arogant powrócił." - to tekst mojego kumpla jak wparował do pokoju w którym się z kolezanka przebierałysmy ; )
Co do rozdziału - świetny. Nie mogę sie doczekac dalszego ciągu. ; ) Nicola jest powalająca i pełna uroku! Ciekawi mnie tylko co wybiorą dla niej do ubrania i czy dogadają się w tej kwestii.
Co do Pauliny i Adama, to ich losy również mnie ciekawią, ale mam nadzieje, że poprawi się u nich.
Lecę czytac dalej ;p
Barbie jest wytrwała, nie odpuszcza, nie będzie zadowolona jak się dowie, że Nicola została zaproszona na rodzinną kolację do Czarneckich.
OdpowiedzUsuńNicola została nieźle wmanewrowana przez rodziców Filipa, ale jej przemyślenia są genialne, nie spodobam się rodzinie ||Filipa, będą mu mnie wszyscy odradzać i będę miała spokój.
Zastanawia mnie zachowanie Adama, albo jest dobrym aktorem i świetnie udawał, że nie rozumie aluzji Filipa, albo on na prawdę nie uderzył żony, tylko skąd u niej ten siniak na twarzy.
Pozory jednak mylą, więc z tym siniakiem już nie jestem do końca pewna czy to aby Adam uderzył Paulinę.
OdpowiedzUsuńNachalna Julia nie da się tak łatwo spławić, będzie wytrwale próbowała.
Rodzinna kolacyjka będzie ciekawa i sądzę, że jednak nie będzie po myśli Nicoli(o ile sama czegoś nie wykombinuje) i spodoba się rodzince :)
Mam nadzieje jednak, że to nie Adam nabił jej siniaka i jakoś się to wyjaśni wkrótce. jestem ciekawa kolacji i czy Nikola czegoś nie wywinie, moze byc ciekawie.
OdpowiedzUsuńwiedzialam ze Barbie nie odpusci;p nono.. juz bedzie na imprezie rodzinnej;) niezle sie wpakowala.
OdpowiedzUsuńDziękuję za dedykację! To szalenie miłe, zwłaszcza, że rozdział był świetny i bardzo mi się podobał :)
OdpowiedzUsuńNo to Nicola nieźle się wpakowała, wkręciła się na imprezkę, choć nie bardzo miała na to ochotę. Ona ma rację, Julka tak łatwo jej tego nie wybaczy chyba. Ogólnie to jestem ciekawa, jak przebiegnie to rodzinne spotkanie. Wydaje mi się, że ta niechęć Nicoli nie była tak do końca bezsensowna.
Cóż, Filipa to ja nadal rozszyfrować nie mogę. Raz jest w miarę okey, a potem szybko zmienia się w takiego cynicznego osobnika, podrywacza i do tego takiego prawie że dyktatora.
Mimo to ubawiła mnie ta scenka w samochodzie i późniejsza w sklepie, gdy doszło do wyboru sukienki. Te dwa fragmenty jakoś tak zapadły mi w pamięć. Niezłe były. Filip bardzo dba o swój wizerunek tak wnioskuję.
Wiktor wydał mi się ciekawą postacią...
Cóż, w każdym razie czekam na kolejny rozdział z wielką niecierpliwością.
Pozdrawiam!
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńRobi się coraz ciekawiej :) Kiedy kolejny rozdział?
OdpowiedzUsuńStandardowo błędy wypisuję poniżej:
ani trochę nie czuje się skrępowany.
czuję
„oczekuje, że zrobisz co powiedziałem”
oczekuję
odmówić w rocznice ślubu
rocznicę
przeszedł przed maska.
maską
odkrzyknął idąc chwile tyłem
chwilę
Właściwie miał racje
rację
przecież się nagle nie pochoruje
pochoruję
Podoba mi się :) Dalej nie rozgryzłam o co chodzi z Mateuszem i jaki ma z nim związek Filip, bo zapewne jakiś ma, ale to nawet lepiej. Będę się dużej zastanawiać.
Ciekawa jestem jak wyjdzie ta kolacja. To miłe, że Nicola się zgodziła i pójdzie z Filipem na nią. Rodzina chociaż pomyśli, że Filip ma dziewczynę hehe :)
Czekam na kolejny rozdział.
Pozdrawiam
amandiolabadeo.blogspot.com
Cały czas fascynuje mnie ta zagadka. Octavem nie jest Filip bo to by było za proste, wręcz banalnie proste, a wydaje mi się, że rozwiązanie tej tajemny aż tak banalne nie jest. Być może Octavem jest ktoś z rodziny Filipa, a Filip przeszedł operacje i w nim bije serce Mateusza, dlatego czuje, że jest Nicoli coś winny.
OdpowiedzUsuńSzczerze to nie widzę tych dwoje razem - N&F - oni by się chyba pozabijali albo zagryźli, ale nie mogę się doczekać ich pierwszego, wspólnego razu. Jakoś mnie tak ostatnio wzięło na erotyczne fragmenty, a na opowiadaniach, które obecnie czytam praktycznie ich nie ma. No cóż, nie pozostaje mi nic innego, jak tylko czekać, czekać i mieć nadzieję iż się doczekam.
Ciekawe też jak przebiegnie to rodzinne spotkanie. Coś czuję, że będzie się działo.
Fascynuje mnie też relacja Pauliny i Adama - o co im chodzi? Co takiego się u nich dzieje? No i Darek Czarnecki - ojciec Filipa sprawia, że nie mogę się doczekać jakiegoś jego dłuższego monologu, czy rozmowy. Czuję, że to będzie bardzo ciekawa postać.
sie-nie-zdarza.blogspot.com
prawdziwa-legenda.blogspot.com
To się dziewczyna wpakowała! Trochę dziwne zachowanie Filipa w sytuacji, kiedy jego rodzice zapraszali Nicole na rocznicową kolację, bo nie wiem czy na tak ważną uroczystość wypada zaprosić kogoś, kogo się kompletnie nie zna? A Nicola mogła spokojnie odmówić, przecież nikt by jej za to nie zastrzelił, a ona nie musiałaby czuć się tak nieswojo. Poza tym nie rozumiem tego, że się zgodziła… podobno tak nie znosi Filipa, podobno ciągle uważa go za palanta, a zgodziła się na kolację u jego rodziców. No kurde, ile dziewczyn zgodziło by się na coś takiego? Szok.
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem przebiegu tej kolacji. Może wreszcie jakaś akcja?
Nadrobiłam i zostaję tu na dłużej. Jeśli to nie sprawi Ci problemu, proszę o powiadamianie o nowych rozdziałach na http://mr-killman.blogspot.com/
Pozdrawiam :)
o kurczaczki, nie było mnie dość długo, miałam małą przerwę w pisaniu i dopiero teraz zauważyłam, ze dodałaś rozdział i to jeszcze jaki dedykowany mi ;0
OdpowiedzUsuńJesteś cudowna, jednak teraz nie dam rady przeczytać, mam jeszcze masę rzeczy do zrobienia, a rano do pracy, ale wpadnę tu niebawem i z miłą chęcią przeczytam :)
pozdrawiam a w wolnej chwili zapraszam do siebie :)
http://nauczysz-sie-mnie.blogspot.com/
Coś mi się wydaje ŻE Nicole tak tylko mówi, że nie przepada za Filipem, ze ją denerwuje, ale tak na dobrą sprawę chyba dobrze się z nim bawiła, mnie na przykład te jego żarty śmieszyły, a najbardziej, że źle mu przy czerwonym XD
OdpowiedzUsuńojejejej gdybym była na jej miejscu chyba też nie potrafiłabym odmówić, ciekawe jak minie im ta kolacja.
Mam nadzieję, ze niedługo dodasz nowy rozdział, aaa no i jeszcze raz dziękuję za dedykację :****
Styl bycia Filipa czasem mnie śmieszy, a czasem drażni. Sama już nie wiem co częściej. No bo jak on mógł poprosić, żeby mu szybkę w radyjku wytarła, a potem jeszcze coś tam innego. To było takie trochę... chamskie. Dziewczyna wsiada mu do samochodu po raz pierwszy, a ten od razu: tu wytrzyj i tam też.
OdpowiedzUsuńW ogóle zastanawiam się czemu ona się zgodziła na to spotkanie jego z rodzicami. Przecież ona i Filip non stop drą ze sobą koty! Tak to się niby nie lubią, a jak przychodzi co do czego to idą razem na spotkanie z rodzicami xD W sumie nie ciężko się domyślić, że ta ich wzajemna "niechęć" to taka poza i sposób na ukrycie prawdziwych uczuć. Bo nie mam wątpliwości, że coś ich do siebie ciągnie, tylko sami mogą tego jeszcze nie widzieć.