Ja
i Adam pomimo tego, że byliśmy braćmi, to nigdy nie dogadywaliśmy
się najlepiej. Zawsze był ode mnie te trzy lata starszy i pewnie
też dlatego zawsze się mądrzył, i raczył się mną wysługiwał
za dziecięcych lat. Teraz jednak poczułem się w obowiązku oddać
mu klucze, które zostawił w recepcji, bo potem będzie ich szukał
godzinami, wściekał się przez to i wyżywał na bogu ducha winnych
osobach. Było rano, więc spodziewałem się, że zastanę go przy
śniadaniu w najbliższym, rodzinnym gronie. Jednak myliłem się.
Drzwi otworzył mi Adam, ubrany w błękitne spodnie dresowe. Nie
miał na sobie koszulki, co było dziwne, bo on zazwyczaj nie chodził
taki roznegliżowany.
–
Co
chcesz? – padło pytanie.
–
Oddać
– rzekłem i pomachałem mu kluczami przed samym nosem.
– W
takim razie wejdź.
Przestąpiłem
próg. Na stole walały się puste puszki po piwach. Przy tym samym
stole siedziała czteroletnia Julita i zajadała się płatkami
czekoladowymi z mlekiem.
–
Mama
robi na ciepło – poskarżyła się dziewczynka, podczas gdy ja
zajmowałem miejsce na kanapie, co nie było wcale takie proste, bo
najpierw musiałem przesunąć na bok wyprane, ale jeszcze
nieposkładane ubrania.
–
To
idź do swojej mamy i niech się tobą, kurwa, zajmuje – odwarknął
Adam w stronę córki.
–
Ty
do dziecka mówisz – zwróciłem mu uwagę.
–
Wiem
do kogo mówię.
–
Słuchaj…
miałbyś coś do przekąszenia? Śniadania dopiero o dziewiątej
wydają, a Kamil to…
–
Poszukaj
w lodówce – burknął, potrząsając puszkami znajdującymi się
na stole. Odnalazł tę właściwą, tę niemal pełną. Wziął ją
i usiadł na kanapie. Włączył telewizor.
Wzruszyłem
ramionami, nie miałem zamiaru się wtrącać. Przeszedłem za wnękę,
gdzie znajdowała się niewielka kuchnia. Otworzyłem lodówkę i
oniemiałem z wrażenia.
–
Macie
coś normalnego?
–
Nie
wiem! Moje tam są tylko piwa i inne alkohole. Reszta jest Pauliny i
dziecka.
Omiotłem
wzrokiem półki. Same warzywa, owoce, jogurty i soki. Wziąłem
obrane mandarynki. Usiadłem z nimi obok Adama i patrzyłem na jeden
z tych nudnych programów przyrodniczych.
–
To
jest sarna? – dopytywałem, bo zoologia nie była moją mocną
stroną.
–
Nie,
antylopa. Uprzedzę twoje pytanie, to nie tygrys, to młoda lwica.
–
No
przecież widzę, że prążków nie ma. – Przegryzłem mandarynkę.
Od początku wiedziałem, że się tym nie najem. – Czemu nie macie
w lodówce czegoś takiego jak chociażby szynka. No i chleb też by
się przydał.
–
Co
ty nie powiesz? – W bardzo zabawny sposób poruszył brwiami i
ponownie przyssał się do puszki z piwem. – Jula, podaj piwo z
lodówki.
No
nie, jeszcze się małą dziewczynką wysługuje – pomyślałem.
Julka
oczywiście poszła do lodówki, bo płatki już zjadła i zapewne
nie miała nic ciekawszego do roboty. Podała Adamowi od razu dwa
piwa.
– O
dwa prosiłem?! – lekko się uniósł.
Mała
wzruszyła ramionami.
–
Odłóż
jedno z powrotem. Nie lubię ciepłego piwa – warknął.
„Mały
robocik” poszedł odłożyć jedną puszkę z powrotem do lodówki.
–
Co
ona tak nic nie mówi? – zapytałem i wskazałem brodą na małą.
Uśmiechnąłem się do niej.
Odwzajemniła
uśmiech.
–
Bo
nie lubię jak mi ktoś jazgocze nad uchem bez sensu.
–
Dlatego
programy oglądasz na ściszonym?
–
Tak,
właśnie tak. Liczy się cisza i spokój.
– I
zimne piwo, co?
–
Filip,
zamknij się jak tu siedzisz albo wyjdź i idź jazgotać gdzie
indziej.
Dobra,
właśnie zrozumiałem. Jeśli ktoś chciał siedzieć u Adama w
mieszkaniu, to musiał być cicho. Właściwie, to Adaś miał tak od
dziecka. Gdy układał puzzle w skupieniu, to nawet radio mu
przeszkadzało. Z wiekiem mu się to najwidoczniej pogłębiało.
Siedziałem więc i milczałem, patrzyłem na niemy telewizor i
zajadałem się mandarynkami. Co jakiś czas zerkałem też na Julę,
rysowała sobie, siedząc przy swoim dziecięcym, różowym
stoliczku. Właściwie, mała od tego momenty, aż do przyjścia
matki, odezwała się tylko dwa razy. Raz, bo chciała coś do picia,
a nie sięgała na górną półkę lodówki, gdzie były soczki w
kartoniku. Adam wtedy wstał i jej podał. Drugi raz chciała pograć
na telefonie ojca, bo rysowanie ją już znudziło.
–
Komórki
nie są dla dzieci – usłyszała.
–
Ale
ja…
–
Nie
ma ale. Komórki normalnym ludziom w głowach mieszają. Nie
chcę byś była jak mamusia.
Spojrzałem
na Adama. Byłem w szoku. Wcześniej miał swoje małe obsesje, ale o
żonie nigdy się tak krytycznie nie wypowiadał, a przynajmniej nie
przy innych… z pewnością nie przy dziecku.
–
Tato,
ale…
–
Cisza
– warknął.
No
to Julita już się nie odzywała. Zmieniła zabawę z rysowania na
lepienie z plasteliny. Wtedy zjawiła się Paulina z kilkoma
produktami w dłoniach.
–
O!
Masz jedzenie – zauważyłem. Dosłownie aż oczy mi się
zaświeciły na widok szyneczki i chlebuszka.
Paula
się roześmiała. Miała ładny uśmiech, taki szeroki, ale coś w
jej oczach mówiło, że wcale nie jest szczęśliwa.
–
Cześć
Filip. Tak, mam jedzenie. – Przeszła do kuchni. – Adam, co
chcesz na śniadanie?
–
Teraz
się o to pytasz? Jest ósma trzydzieści.
–
To
nie chcesz śniadania? – Czuć było między nią a mężem jakieś
napięcie. Było ono wyczuwalne w każdym słowie i geście.
Adam
nic nie odpowiedział, tylko napił się piwa. Chciałem powiedzieć,
że ja chętnie bym coś pożywnego zjadł, ale to chyba nie był ich
najlepszy moment. Ostatecznie ich małżeństwo było ważniejsze niż
mój biedny, wygłodzony żołądek.
–
Adam!
– Wychyliła się zza wnęki. Wydawała się być zirytowana.
–
Ty
na mnie głos podnosisz? – zapytał spokojnie, ale z nutką
surowości w głosie.
–
Nie,
ja tylko cię wołam, bo…
–
Trochę…
tak z trzy czwarte tonu za głośno.
–
To
było trzeba odpowiedzieć od razu – warknęła i w nerwach rzuciła
czymś o blat, chyba nożem albo, może po prostu, przedmiot wypadł
jej z dłoni.
–
Było
trzeba słuchać, zamiast trzaskać, unosić się i niepotrzebnie
jazgotać.
–
Przecież
ty jej nie odpowiedziałeś nawet – stwierdziłem, bo kompletnie
nie rozumiałem, dlaczego on taki dla niej jest… taki okropny.
–
Ty
się nie wtrącaj. O szóstej rano cię tutaj nie było.
–
Nie
pamiętam co mówiłeś o szóstej rano. To nie jest dziwne zważywszy
na to, że mamy prawie dziewiątą. Mam człowieku więcej na głowie
niż twoje kaprysy.
– A
o jednym moim kaprysie to nawet nie chcesz słyszeć, prawda?
Jakoś
głupio się czułem będąc światkiem takiej wymiany zdań. Wyjąłem
telefon z kieszeni spodenek i zacząłem się nim bawić. Udawałem,
że piszę SMS-a. Starałem się nie zwracać na nich uwagi. Z
upływem kilku minut chyba stałem się dla nich niewidoczny.
–
Ja
ci powiedziałam, że ja to mogę zrobić, ale potem się
rozstaniemy.
–
Okaże
się, że miałem rację?
–
Ty
chyba naprawdę nie słuchasz tego co mówię albo jesteś głupszy
niż sądziłam.
Adam
poderwał się z kanapy. Chwyciłem go za rękę i usiłowałem
zmusić, by usiadł. Jakimś cudem i przy odrobinie szczęścia mi
się to udało. Paulina już instynktownie wycofała się jak
najdalej to było możliwe. Adam w tym czasie mocno zaciskał
szczęki, jakby nie mógł sobie poradzić z gniewem jaki go dopadł.
Być
może powinienem z nimi zostać, ale tak naprawdę to nie była moja
sprawa, a ja nie chciałem być świadkiem ich awantur. Wstałem,
wziąłem z sobą miseczkę mandarynek i wyszedłem. Udałem się na
śniadanie, bo byłem głodny niczym wilk.
Siedząc
przy stoliku obserwowałem Nicole. Zajadała się bułką z Nutellą
i wesoło konwersowała z przyjaciółmi. Na chwilę nasze spojrzenia
się spotkały. Uśmiechnęła się, potem kontynuowała rozmowę, a
ja zająłem się jedzeniem jajecznicy na bekonie. To było moje
ulubione, śniadaniowe danie.
Niespodziewanie
do mojego stolika przysiadła się drobna, wręcz wychudzona
brunetka. Była koleżanką Nicoli, sądziłem, że to o niej chce
pogadać. Niestety się myliłem.
–
Dlaczego
taki przystojniak jak ty je w samotności?
–
Bo
jak się je, to się nie szczeka, bo miska ucieka – odpowiedziałem
nieco chamowatym tonem.
To
ją jednak nie zraziło, bo usiadła naprzeciw mnie i uśmiechała
się niczym różowa, lukrowa lalka Barbie.
–
Wybacz,
ale ja zaraz idę. – Pośpiesznie dokańczałem jedzenie, by jak
najszybciej się zmyć z okręgu jej zasięgu.
–
Dokąd?
–
Żoną
moją nie jesteś, nie muszę ci się tłumaczyć. Zresztą, żonie
też bym się nie tłumaczył.
–
Pewnie
jakiś sport zamierzasz…
–
Tak,
biegi przełajowe. Jak chcesz to możesz się przyłączyć. –
Postanowiłem zmienić taktykę na pozbycie się tej natrętki.
–
Chętnie.
Jutro po śniadaniu?
–
Przed.
Nie biegam z pełnym żołądkiem. – W myślach już samego siebie
zganiłem za fakt, iż mam za długi język, bo skoro nie biegam po
śniadaniu, to jak ja się teraz od niej ulotnię?
Znowu
chciała coś powiedzieć, ale ją zbyłem, bo wykorzystałem okazję,
mówiąc, że muszę już iść, bo ktoś na mnie czeka. Wskazałem
przy tym na Paulinę, która wraz z Julią schodziła ze schodów.
Mała niosła wiadereczko, foremki i łopatki, wszystko w takim
przezroczystym pokrowcu jak po rolkach. Czyli szły do piaskownicy.
Zrównałem z nimi krok.
–
Przyłączę
się do was.
–
Jasne,
nie ma problemu – odpowiedział mi zachrypnięty, jakby zapłakany
głos bratowej.
Przyjrzałem
jej się uważniej. Miała na sobie duże, przyciemniane okulary
przeciwsłoneczne. Na razie postanowiłem milczeć w tym temacie.
Udałem się z nimi na tył głównego domu należącego do
pensjonatu, były tam też inne dzieci z rodzicami albo ze starszym
rodzeństwem. Julka więc miała frajdę i szybko znalazła
koleżankę. Ja przysiadłem obok Pauliny na ławce i spojrzałem w
niebo.
–
Razi
po oczach – rzekłem i niespodziewanie chwyciłem za jej okulary.
Zdjąłem je z jej nosa.
–
Filip,
oddaj – usłyszałem nieuprzejmy ton żądania.
Spojrzałem
na jej twarz. Miała mocniejszy niż zwykle makijaż, ale nawet
cienie na powiekach nie były w stanie zakryć opuchlizny na
policzku. Oddałem jej okulary i wbiłem wzrok w ziemię pod stopami.
– O
co wam poszło?
–
Mam
jakiś obowiązek ci się tłumaczyć?
–
Nie,
oczywiście, że nie masz. Urosła. – Wskazałem na Julkę, chcąc
zmienić temat. Wstałem i ruszyłem do małej, by chwycić ją pod
paszkami i podrzucić kilka razy do góry, okręcając się dookoła.
Potem
zaproponowałem Paulinie, że wezmę małą wraz z Kamilem do miasta,
że tam zjemy obiadek i pójdziemy do bawialni dla dzieci. Tak
naprawdę to pragnąłem czymś zająć myśli, a Jula była bardzo
kontaktowym i zadającym dużo pytań dzieckiem. Była więc też
absorbująca. Skutecznie odciągała człowieka od wszelakich
zmartwień. Upłynął kolejny dzień...
Rano
wyszedłem przed dom i rozciągałem się tak długo dopóki nie
poczułem, że ktoś mi się przygląda. Wiedziałem, że to ta mała,
natarczywa Barbie. Szczerze chciałem jej dać popalić, ale by
niczego się nie spodziewała musiałem wysilić się na uprzejmości.
–
Piękny,
pogodny dzień, nie sądzisz? – zacząłem.
–
Tak,
skwar i duszno.
Przybliżyłem
się do niej, tak by dzieliło nas zaledwie trzydzieści centymetrów.
–
Myślałem,
że to lubisz. Taką duchotę i skwar. – Patrzyłem na nią,
zdawało mi się, że uwodzicielskim spojrzeniem i chyba miałem
racje, bo jej wzrok świdrował mnie zachłannie, tak jakby mnie
miało dla niej braknąć. – To co? Biegniemy?
–
Czekaj,
czekaj – zatrzymała mnie, kładąc dłoń na moją klatkę
piersiową. – Lubisz każdy rodzaj aktywności?
–
Wszelki.
– A
jaki rodzaj aktywności lubisz najbardziej?
–
Jest
tego tyle, że sam nie wiem.
–
Jak
to nie wiesz!? – Normalnie na mnie krzyknęło to okropne,
nieletnie i nachalne babsko.
– A
ty wiesz? – wysiliłem się na kokieteryjny ton.
–
Oczywiście,
nawet w środku nocy, gdy zostanę wyrwana z najcudowniejszego,
głębokiego snu.
–
Widocznie
masz lepszą pamięć niż ja i bardziej poukładane życie.
–
Nie,
po prostu zazwyczaj śni mi się ten rodzaj aktywności, który
najbardziej lubię.
Boże
najświętszy, trafiła mi się jako adoratorka prawdziwa nimfomanka
– pomyślałem z przerażeniem.
–
Bo
wiesz, ja bardzo uwielbiam aktywność – kontynuowała.
– W
takim razie, biegnijmy. – Ruszyłem przodem, zanim zdążyła mnie
zgwałcić na środku drogi.
Szczerze
to nawet zaczynałem się jej obawiać i to na tyle, iż nie byłem
pewny czy powinienem ją zabierać do lasu, gdzie zapewne będziemy
sam na sam, bo o tak wczesnej porze i tą porą roku, to ludzie
grzybów nie zbierali.
Z
początku zarzuciłem lekkie tempo, podczas którego podziwiałem
zieleń z mieszaniną brązu, czyli kolorystykę jaka panowała
dookoła. Potem przyśpieszyłem. Następnie umiarkowałem oddech i
tempo. Czułem się tak, jakbym był sam. Całkowicie nie zwracałem
uwagi na tę… nawet nie pamiętam jak się wabiła. Napalona w
końcu niewytrzymała takiego wzmożonego wysiłku fizycznego.
Poczułem wibracje w kieszeni, wyjąłem telefon i zobaczyłem, że
ktoś do mnie dzwoni. Już po odebraniu okazało się, że to była
ona!
Cholera,
skąd miała mój numer? Przecież podałem go tylko Nicoli. Cóż,
pewnie od niej.
Rozłączyłem
się, odwróciłem z głośnym westchnieniem, podbiegłem do niej i
rzekłem niewinnie:
–
Wybacz,
nie zauważyłem, że się zatrzymałaś.
–
No
właśnie! – warknęła. – W ogóle mnie nie zauważasz. –
Panna napalona teraz wyglądała jak panna chodząca pretensja.
Udawałem,
że nie zraża mnie jej ton. Właściwie, to sprawiałem wrażenie,
jakbym w ogóle nie dostrzegał tej jej złości.
–
Chcesz
chwilę odpocząć? – zapytałem, widząc jak leży na tej brudnej
ziemi i walczy o każdy oddech. Była wykończona.
Przysiadłem
się obok.
–
Teraz
pragnę umrzeć. Nie mam siły ruszyć nawet palcem u stopy –
przyznała.
Rozbawiła
mnie. Po chwili jednak przypomniałem sobie, że nie jestem tutaj dla
zapewnienia samemu sobie rozrywki, a by ofiarować tej dziewczynce
odpowiednią nauczkę. Zdjąłem kaptur z głowy. Miałem na sobie
tylko popielaty, przewiewny bezrękawnik i czarne spodenki.
–
Jeśli
tylko będę mógł ci w czymś pomóc, to mów – zaoferowałem się
niezwykle uprzejmie.
– A
mógłbyś mi zrobić sztuczne oddychanie? – zapytała, wachlując
się dłonią.
–
Zawsze
mówiłem, że ludzie przeceniają lekarzy. – Pogroziłem jej
żartobliwie palcem.
– A
może to niektórzy lekarze nie doceniają siebie?
–
Może,
ale ja nie mam praktyki… nie mam nawet prawa do wykonywania zawodu.
Rzuciłem studia na trzecim roku. – Uśmiechnąłem się z
niezwykłą radością, płynącą od wewnątrz na wspomnienie tej
decyzji o porzuceniu edukacji. I tak zrobiłem to o kilka lat za
późno. Mogłem od razu po gimnazjum. Wtedy uniknąłbym
marnotrawstwa tylu lat, przesiedzianych w ławce, podczas gdy
większość nauczycieli i tak co kilka lekcji wychodziła niemal na
całą godzinę, i zostawiała uczniów samych.
–
Ale
udzielanie pierwszej pomocy, na pewno opanowałeś do perfekcji –
nalegała.
Zaczęła
mnie już męczyć ta dwuznaczność, dlatego wyłożyłem karty na
stół:
–
Obawiam
się, że nie jestem przygotowany do takiej rozmowy.
–
Jakiej?
–
Sama
wiesz jakiej! – warknąłem.
–
Nie,
nie wiem!
–
Do
kwalifikacyjnej, do cholery. – Wstałem, przeszedłem się z dłońmi
splecionymi w koszyczek na karku i lekko uspokoiłem.
Takie
szybkie przechadzanie się w tę i z powrotem zazwyczaj mnie
uspokajało, od małego. Choć bywały też dni, że mnie nakręcało,
ale wtedy to już musiałem być maksymalnie wkurwiony.
–
To
Filip… na co my czekamy? Przejdźmy od razu do części
praktycznej.
Już
miałem ją obrazić, nawrzeszczeć, nawet chwycić za ramiona i
ostro nią potrząsnąć, by jej mózg odkleił się od jednej ze
ścianek wewnętrznych głowy, i wreszcie zaczął pracować jak
należy, ale w ostatniej chwili się powstrzymałem. Wpadłem na
wredniejszy plan.
–
Masz
racje, przejdźmy do części praktycznej.
Zobaczyłem
uśmiech triumfu na jej twarzy. Wstała. Widziałem jak już ma
zamiar się na mnie rzucić, odwróciłem się i zrobiłem kilka
kroków.
–
Co
taka zdziwiona? Mieliśmy biegać. Zatem biegajmy.
–
Nie,
nie wierzę. Ty nie możesz być aż tak porządny. Przecież ty…
–
No
właśnie, co ja? Co takiego zrobiłem, że ty w ogóle pomyślałaś…
to co pomyślałaś? – zapytałem wprost.
–
Zabrałeś
mnie do lasu, do cholery! Jesteśmy sami! Mało?
–
Ja
przyszedłem biegać, a ty chciałaś się przyłączyć. Las jest
wszystkich, nie mogłem ci zabronić, chociaż bardzo nie lubię, jak
niedoświadczeni biegacze czynią sobie plac zabaw z biegów
przełajowych. Tu łatwo o skręcenie, wybicie stawu, a nawet
potknięcie i śmierć poprzez niefortunny upadek. Biegniesz czy
zostajesz?
–
Co
za różnica? Nawet jak będę umierała, to ty i tak mi nie
udzielisz tej pierwszej pomocy.
– W
takim razie zostań, ale nie wiem czy sama trafisz z powrotem. –
Ruszyłem, tym razem wolno.
Wiedziałem,
że rozsądek jej podpowiedział, że najbezpieczniej będzie jej się
wlec za mną, bo tylko w ten sposób dotrze z powrotem na miejsce. Z
uśmieszkiem pod nosem brnąłem dalej, prosto przed siebie. Przy
jednym ze znanych mi drzew uczyniłem znak krzyża – taki mój
mały, nietypowy zwyczaj, wiążący się z jednym, drobnym
sekrecikiem… tajemnicą.
W
końcu dobiegliśmy do pensjonatu. Otworzyłem przed tą nimfomanką
drzwi, wszedłem za nią i nawet się nie pożegnaliśmy. Od razu
każde z nas poszło w swoją stronę. Czyżby to znaczyło, że
już miałem zapewniony święty spokój od tej gówniary? Oby!
Postanowiłem
wziąć prysznic i się naszykować, bo tego dnia wracali moi
rodzice. Sądziłem więc, że i żona Kamila zaszczyci nas swoją
obecnością na ich, bądź co bądź, trzydziestoleciu. Nie było mi
to na rękę, bo nadal nie zorganizowałem wolnego pokoju dla Nicoli
i jej koleżanek. Zastanawiałem się, gdzie ja się podzieje, jak
Oliwia wróci.
Stałem
przed lustrem i wiązałem wąski, czarny krawat, który zdawał się
idealnie pasować do białej koszuli.
–
Gdy
ojciec zobaczy cię pod krawatem, to z pewnością padnie na zawał –
skomentował Kamil, poprawiając kołnierzyk błękitnej polówki.
–
Nie
martw się, pierwszy zazwyczaj jest niegroźny. – Uśmiechnąłem
się triumfalnie i poklepałem go po ramieniu. – Uroczysta kolacja,
nie radzę iść w sportowych ciuchach.
–
Nie
cierpię koszul. Niech się cieszą, że nie przyjdę w dresie.
Zresztą, w ogóle nie mam ochoty tam iść. Robię to tylko dla
matki. – Wsunął czarny pasek do jasnych dżinsów.
– A
Oliwia?
– Z
tego co mi wiadomo, to nadal siedzi z Jaśkiem u swojej matuli.
–
Nie
przyjdzie?
Spojrzał
na mnie niby smutno, ale coś w jego spojrzeniu zdawało się mówić
„wszystko mi jedno”. Na głos odpowiedział jednak tylko:
–
Nie
wiem. – I odszedł by wygodnie rozsiąść się na kanapie, a ja
dalej walczyłem z tym przeklętym krawatem.
W
końcu się wściekłem, zdjąłem ten garderobiany dodatek, zmiąłem
go i rzuciłem na podłogę.
–
Kurwa!
– skwitowałem i przytupnąłem nogą.
–
To
nie kurwa, to krawat. – Adam stojący w progu, wydawał się być
naprawdę rozbawiony moją irytacją.
Rzuciłem
mu nieprzyjemne spojrzenie. Nie rozumiałem jak można się cieszyć
z nieszczęścia innych, zwłaszcza gdy jest się rzekomo rodziną,
ale co się dziwić? Adam zawsze był jakiś inny, odmieniec.
Blondyn
podszedł do mnie, podniósł ten przeklęty krawat z podłogi i
stanął naprzeciwko. Wyprostował materiał i zarzucił mi go na
kark.
–
Pomogę
memu młodszemu braciszkowi. – Uśmiechnął się z wyższością i
w chwilę poradził sobie z tym, z czym ja nie mogłem się uporać
od ponad godziny. Poprawił mi nawet kołnierzyk i poklepał po
ramionach. – No proszę, nawet ty czasami wyglądasz jak człowiek
i prezentujesz się jak należy.
–
Wielkie
dzięki – syknąłem i spojrzałem w lustro. Zerknąłem kątem oka
na mojego starszego brata. Jak zwykle na takie okazje elegancko się
odpicował. – Zielony, to chyba nie twój kolor – rzuciłem,
widząc jego dodatki.
–
Nie,
z pewnością nie, ale Paulina ma zielony makijaż. Uznałem, że
pasuje.
– A
co, zielony doskonale kryje siniaki? – zapytałem wprost, gdy Adam
już korzystał z Kamila barku i przygotowywał sobie drinka.
– O
co ci chodzi?
Kamil,
siedząc na kanapie, przerzucał swoje spojrzenie ze mnie na Adama i
z Adama na mnie. Wyciągnął rękę po trunek.
–
Dla
mnie też zrób – zawołał.
Adam
podał mu szklankę prosto w dłoń, a sam ze swoją oparł się o
komodę i wbił we mnie pytające spojrzenie. Wyglądał jakby nie
wiedział o czym mówię.
– O
co ci chodzi? – powtórzył spokojnie.
– O
nic – odburknąłem i skierowałem się w stronę drzwi. – Z
resztą, nie moja sprawa. – Otworzyłem je i wyszedłem trzaskając.
Oczywiście
jak człowiek jest zdenerwowany, to bardzo mało prawdopodobne, że
trafi na osobę, która załagodzi jego stan i poprawi humor. Ja
trafiłem na Barbie. Zatrzymałem w ustach przekleństwo, które
dosłownie cisnęło się do wyjścia i zmusiłem się do uśmiechu.
–
Cześć
Filip – zaczepiła mnie.
–
Cześć
i papa. – Wyminąłem ją i ruszyłem schodami w dół.
Byłem
pod wrażeniem jej determinacji. Czy ta dziewczyna się nigdy nie
poddaje, czy jak?
–
Czy
mógłbyś… – Szła za mną, nawołując.
–
Nie,
nie mógłbym, cokolwiek chcesz.
–
Ale…
–
Nie
mam czasu, pa. – Wybiegłem na zewnątrz, by zaczerpnąć świeżego
powietrza dającego po prostu chwilę oddechu.
Może
to głupio zabrzmi, ale w pobliżu Julii brakowało mi tlenu, bo jej
perfumy, którymi nadmiernie się opryskiwała były zwyczajnie
duszące. Choć zapewne nawet gdyby nie używała perfum, to przy jej
osobie miałbym problem wytrzymać dłużej niż kilka minut.
Zabawne
abym ja, dorosły, w miarę zbudowany i z pewnością nie najsłabszy
facet, uciekał i ukrywał się przed namolną fanką. Dziwne w
ogóle, że mam fankę, przecież robiłem wszystko, by odstraszyć
od siebie potencjalne kandydatki na dziewczynę. Dlaczego ta mała
nie wpoiła sobie jakiegoś członka zespołu typu U5 czy OD1? Nawet nie mam pojęcia jak rozwija się te skróty. Znałem je tylko
ze względu na siostrę, która przechodziła chyba wszystkie z
możliwych faz, poczynając od Macieja Zakościelnego i Tokio
Hotel. Otrząsłem się na samo wspomnienie jej wytapetowanego od
podłogi po sufit pokoju.
–
Co
ci jest? – Paulina właśnie wracała z Julcią ze spaceru.
–
Nic,
korzystam z wolności.
–
Jako
dwudziestopięcioletni kawaler chyba nie możesz narzekać na jej
brak.
Rzuciłem
jej pełne znielubienia spojrzenie i nawet nie miałem ochoty
wyprowadzać ją z błędu, że mam dwadzieścia sześć lat.
–
Masz
coś do zarzucenia mojemu stanu cywilnemu?
– A
ty mojemu?
–
Wyszłaś
za mojego brata, niby fajnie, bo nie jesteś najgorszą bratową, ale
z niego ostatnio stał się straszny dupek. Nie by kiedyś był mniej
dupkowaty, ale teraz… co się z wami porobiło?
–
Filip,
ja nie mam… nie mam czasu.
–
Jasne.
– Zszedłem jej z drogi i patrzyłem jak znika wraz z czteroletnią
dziewczynką za drzwiami.
To
było takie typowe dla ludzi. Gdy nie chcieli o czymś rozmawiać
albo nie umieli powiedzieć czegoś wprost, to uciekali. Podobnie
przecież było ze mną i z tą Barbie. W końcu mogłem powiedzieć
jej od razu „sorry laska, ale nie jestem zainteresowany ani twymi
cycami, ani pizdą, ani nawet analem”. Ciekawe czy po usłyszeniu
takich słów, dalej by mnie tak prześladowała?
Przeszedłem
na tył domu, usiadłem na ławeczce i zapaliłem papierosa.
Zastanawiałem się co takiego się stało, dlaczego wszystko tak
nagle się zepsuło. Wróciłem do miejsca, które dobrze znałem,
miałem jakieś oczekiwania i sądziłem, że wiem co zastanę na
miejscu. Tymczasem zastałem typowy burdel, pełen żalu i
nieporozumień. Co do Oliwi i Kamila, to jeszcze mogłem się tego
spodziewać, tak naprawdę poza Jaśkiem i seksem chyba nigdy nie
łączyło ich nic więcej, ale Paulina i Adam? Byli udanym
małżeństwem, zakochanym w sobie po same uszy. Poznał ją jeszcze
jako małolatę, rok chodzenia, dwa lata narzeczeństwa, pięć lat
małżeństwa… wszystko po to, by teraz patrzeć na siebie wilkiem
i urządzać małej piekło z dzieciństwa. Jaki to miało sens?
Wydawało mi się, że żaden, ale chciałem jednak wierzyć, że
może być inaczej, że nic nie dzieje się bez powodu.
–
Popadłeś
w dół? – zapytała Nicola, siadając przy mnie. Sama sięgnęła
do mojej kieszeni i wyciągnęła paczkę papierosów.
Smagnąłem
ją po łapach. Syknęła boleśnie, a paczka wypadła jej z rąk.
Podniosłem ją.
– A
gdzie „poproszę”?
–
Poszło
na spacer – odpowiedziała ze złośliwym uśmiechem.
Otworzyłem
paczkę i skierowałem w jej stronę. Poczęstowała się i zaczęła
grzebać w mojej kieszeni w poszukiwaniu zapalniczki.
–
Nie
uczysz się na błędach.
–
To
taki mój znak rozpoznawczy – zażartowała. Odnalazła
zapalniczkę, odpaliła i ponownie wsunęła mi ją do kieszeni. –
Dlaczego masz dół?
–
Kto
powiedział, że mam?
–
Siedzisz
sam, wyglądasz na przybitego… straciłeś też na aroganckości,
co akurat wychodzi na plus, ale… dlaczego masz dół?
–
Arogancji
– poprawiłem ją. – Ciekawość to pierwszy stopień do piekła,
mała – dodałem z krzywym uśmieszkiem, który wcale jej nie
odstraszył.
–
Do
nieba i tak się nie wybieram, bez obaw. Zapewne spotkamy się w
jednym z tych słynnych kręgów.
–
Byleby
nie w kotle obok. Nie wytrzymałbym.
–
Nie
miałbyś wyjścia. – Znów ten złośliwy, irytujący uśmieszek.
–
Jakie
masz plany na dziś? – starałem się zmienić temat. Jak się
potem okazało, bez powodzenia.
–
Dowiedzieć
się w jaki dół wpadł mój nowy kumpel.
–
Jestem
kumplem? – zdziwiłem się, a Nicola wstała i stanęła przede
mną.
Małolata
przyłożyła dłonie do moich skroni, przeczesała włosy, a potem
zatrzymała się na moich porośniętych lekkim zarostem policzkach.
–
Ehe,
jak mój chomik. Ma tak na imię – odpowiedziała niewyraźnie, ale
z banalną szczerością i zdjęła ze mnie dotyk najpierw prawej, a
potem lewej dłoni. Palcami prawej od razu chwyciła za papierosa,
którego przytrzymywała swymi dużymi, pełnymi wargami.
–
Super,
jestem na równi z chomikiem – ucieszyłem się pokazowo.
–
On
nie ma sobie równych.
–
Czyli
jestem gorszy od chomika? – zapytałem z udawanym smutkiem.
–
Ale
tylko tak minimalnie. – Pokazała na palcach ile to „minimalnie”
jej zdaniem wynosi. – Przejdziemy się? – zaproponowała.
–
Sorry,
Nicola, ale nie mam czasu… – mówiłem coraz wolniej i starałem
się dostrzec samochód, który właśnie wyłaniał się spośród
drzew. Terenówka zaparkowała nieopodal nas.
Adam mnie wkurzył w tym rozdziale! Jula była pod jego opieką więc nie powinien pic a już na pewno nie kląc przy niej i kazac sobie donosic puszki!!!
OdpowiedzUsuńŻal mi Pauliny, byc z takim burakiem to tragedia, no i czemu Filip go nie opierdzielił! Przecież to dziecko nawet bało się odezwac, zeby jej nie skrzyczał!
No i uderzył Paulinę! Dziwię się, że i tym razem Filip nie zareagował powinien mu spuścic porządny łomot i przemówic mu do rozsądku!
Podryw Barbie, jak nazwał ją Filip okzała się niezbyt skuteczny, ma tupet tak mu się narzucac! Ale on nieugięty :)
Zastanawiam sie co to za samochód podjechał?
http://nauczysz-sie-mnie.blogspot.com/
zapraszam w wolnej chwili
Co? byłam pewna, ze jest jeszcze jeden rozdział, ale się zdziwiłam, wychodzi na to, ze jestem z twoim blogiem już na bieżąco :)
Usuńjuuuuupi :P
Oczywiście dodaję do polecanych u mnie i czekam na kolejny wpis, oby szybko, daj znac jak sie pojawi!
i co dalej? kiedy reszta? :)
Usuńhttp://nauczysz-sie-mnie.blogspot.com/
Czyżby Adam miał problemy z alkoholem? Podoba mi się taka postać w opowiadaniu. Dodaje uroku, tego złego, brudnego i plugawego. Polubiłam jego żonę, ale jej nie współczuje, choć bić jej nie powinien. Nie chcę jednak z góry oceniać, a nie wiem czy tacy byli zawsze, czy teraz się coś u nich popsuło. Jeśli coś się popsuło, to trzeba to naprawić, w końcu gdy nawali samochód to zmieniamy oponę, a nie całe auto, jednak jeśli opona nie chce się dać zmienić, a auto to już grechot co nadaje się tylko i wyłącznie do kasacji, to zalecam tej dwójce rozwód.
OdpowiedzUsuńBarbie... xD Już ją lubię i lubię Filipka z nią. Zaprawiona w bojach, widać, że ona tak łatwo nie odpuści, ale Nicola ją wygryzie, prawda? Fifi będzie z Nicą?
sie-nie-zdarza.blogspot.com
prawdziwa-legenda.blogspot.com
a ja obstawiam że to nie Adam uderzył Paulinę. mają jakąś spine między sobą. kłócą się i ostatnio coś się między nimi sypie ale jakoś nie sądzę żeby Adaś ja uderzył. choć fakt, jako tatuś to się nie popisał... dziecko po piwo wysyłać.... nic tylko pogratulować...
OdpowiedzUsuńwww.azylstracencow.blog.pl
Adam mnie wkurza, ale tylko wtedy, gdy pomyślę o nim jako o realnym człowieku, jako postać jest jak najbardziej okey. Jest interesujący, choć tego jego zamiłowania do alkoholu ani tego jak traktuje dziecko nie popieram. Współczuję także jego żonie, choć nie mam pewności, czy to on ją uderzył.
OdpowiedzUsuńJulia jest uparta i tak łatwo Filipowi spokoju nie da. Biedny chłopak. Mam nadzieję, że uda mu się ją w końcu spławić. Bo są fajnym duetem na chwilę, potem zaczyna się to robić męczące i zdecydowanie wolałabym go w duecie z Nicolą.
Czekam na kolejny rozdział.
Pozdrawiam!
wow, świetnie piszesz :)
OdpowiedzUsuńWcześniej na temat Adama się nie wypowiadałam, bo nie ocenia się książki po okładce, ale teraz już to muszę z siebie wyrzucić. On jest okropny! Nie dość, że pobił Paulinę, to jeszcze potem jak ostatni dureń udawał, że nie wie, o co Filipowi chodzi! No i wysługuje się dzieckiem! Nienawidzę takich typów, co to uważają, że wszystko im się należy. Ale w sumie to najbardziej współczuje małej Julicie, bo ona biedna ma zrypane dzieciństwo przez takiego tatuśka.
OdpowiedzUsuńA co do tej Barbie, która podrywała Filipa... No cóż, marnie jej to szło i była chwilami bardziej nachalna niż urocza, więc chłopakowi się nie dziwię, że chciał się jej pozbyć. Samego Filipa lubię, chociaż jak każdy, tak i on nie jest idealny i charakterek też ma, ale to sprawia, ze się wyróżnia, tak jak Nicole. Moim zdaniem oryginalni bohaterowie to podstawa.
Przepraszam, że tak krótko. Wiem, że po takim czasie powinnam dać od siebie coś więcej, ale mam jeszcze masę do nadrobienia. Obiecuję, że w przyszłości bardziej się postaram!
Barbie jest irytująca ale urocza zarazem :) Dałaby sobie już spokój, widać, że Filip jest niezainteresowany. Pewnie Nicola mu się podoba, więc nie zawraca sobie głowy jej koleżanką. A szkoda, mógłby spróbować wzbudzić zazdrość u Nicoli.
OdpowiedzUsuńBłędy poniżej:
mała od tego momenty
momentu
Na chwile nasze spojrzenia się spotkały
chwilę
i chyba miałem racje
rację
– Chcesz chwile odpocząć?
chwilę
– Masz racje, przejdźmy do części praktycznej.
rację
Drażni mnie Adam. Ciekawa jestem co takiego zrobiła jego żona, że zaczął ją bić :/ Bo chyba musiał być jakiś powód skoro byli udanym małżeństwem. Szkoda tylko, że ich nieszczęście odbije się na dziecku.
amandiolabadeo.blogspot.com
Adam najwyraźniej nie radzi sobie z alkoholem. Zastanawiam się, czy to wszystko doprowadzi do rozwodu… Paulina może nie wytrzymać i alkoholu i zaczynającej się agresji. Właściwie Filip nie powinien się wtrącać do spraw ich małżeństwa, bo to nie jest sprawa, nawet jeśli chodzi o jego brata. Oni muszą dojść do porozumienia sami.
OdpowiedzUsuńFilip chodzi teraz podenerwowany, a to źle, bo to minusuje u Nicoli.
Odrzuca mnie to, jak Kamil mówi o swojej żonie. Ten ich związek jest patologiczny. Nigdy nie zrozumiem czemu ludzie biorą ślub z obowiązku. Dziecko można wychowywać też osobno. Potem takie osoby żyją razem nieszczęśliwe, sfrustrowane, a dzieci na to patrzą.
OdpowiedzUsuńPo rozdziale 2 rozumiem, że Filip uważa, że jest coś winny Nicoli i że wysyłał jej jakieś prezenciki. Ciekawi mnie, o co chodzi ;D
Ogólnie po przeczytaniu czterech rozdziałów doszłam do wniosku, że mega wkurzają mnie charaktery i sposób bycia tych przyjaciółeczek Nicoli. Sama Nicola też mnie wkurza. Julia robi z siebie małoletnią puszczalską, a Nicola zachowuje się jakby pozjadała wszystkie rozumy i wszystko jej się należało. Filip też lepszy nie jest – rżnie cwaniaczka, który chyba myśli, że wszystkie będą jego. To wszystko sprawia, że mam wrażenie, że otaczają mnie (podczas czytania) ludzie, których w życiu nie chciałabym spotkać na żywo, bo chyba bym z nimi nie wytrzymała.
Ciężko mi sobie wyobrazić, że można aż tak chcieć stracić dziewictwo, by być tak nachalnym, jak ta Julka. I tak tępym przy okazji. Na temat tej dziewczyny mam same negatywne spostrzeżenia, z pewnością jej nie polubię i odniosłam wrażenie, że jest trochę przerysowana. Dobrze chociaż, że Nicola uważa, że nie są prawdziwymi przyjaciółkami, a jedynie koleżankami. Może chociaż Nicola wyjdzie z tej znajomości normalna xD
Jeśli chodzi o relację Nicoli i Filipa, to czasem fragmenty z nimi podobają mi się mega, a czasem średnio. Może dlatego, że czasami odczuwam przesyt tymi ciągłymi docinkami, przekomarzaniem, usilnym udowadnianiem sobie, że to „ja” wygram w potyczce słownej. Tak jak mówiłam, dużo tutaj cwaniakowania. Ale dobrze, że oprócz tego, co napisałam wyżej, znajduje się też dużo fragmentów, w których rozmawiają całkiem normalnie. Dzięki mam nadzieję, że oni po prostu potrzebują czasu, żeby się dotrzeć.
Zachowania Adama też nie popieram. Co jeden brat, to lepszy xD Ale mam wrażenie, że ich małżeństwo da się jeszcze uratować, tylko potrzebują do tego jakiegoś impulsu. No bo Kamilowi szczęścia nie wróżę z takim podejściem do małżonki.
Ale muszę przyznać, że Twój tekst czyta się niezwykle szybko i przyjemnie. Jest różnorodność postaci, wątków, charakterów i to jest super. Ciekawa jestem jak potoczą się dalsze losy bohaterów i czy będą mnie potem mniej irytować xD
W każdym razie niebawem wpadnę na więcej.