Czytasz? Nie zapomnij skomentować!

środa, 13 lipca 2016

Rozdział 4 - Okulary przeciwsłoneczne i biegi przełajowe

Ja i Adam pomimo tego, że byliśmy braćmi, to nigdy nie dogadywaliśmy się najlepiej. Zawsze był ode mnie te trzy lata starszy i pewnie też dlatego zawsze się mądrzył, i raczył się mną wysługiwał za dziecięcych lat. Teraz jednak poczułem się w obowiązku oddać mu klucze, które zostawił w recepcji, bo potem będzie ich szukał godzinami, wściekał się przez to i wyżywał na bogu ducha winnych osobach. Było rano, więc spodziewałem się, że zastanę go przy śniadaniu w najbliższym, rodzinnym gronie. Jednak myliłem się. Drzwi otworzył mi Adam, ubrany w błękitne spodnie dresowe. Nie miał na sobie koszulki, co było dziwne, bo on zazwyczaj nie chodził taki roznegliżowany.
Co chcesz? – padło pytanie.
Oddać – rzekłem i pomachałem mu kluczami przed samym nosem.
W takim razie wejdź.
Przestąpiłem próg. Na stole walały się puste puszki po piwach. Przy tym samym stole siedziała czteroletnia Julita i zajadała się płatkami czekoladowymi z mlekiem.
Mama robi na ciepło – poskarżyła się dziewczynka, podczas gdy ja zajmowałem miejsce na kanapie, co nie było wcale takie proste, bo najpierw musiałem przesunąć na bok wyprane, ale jeszcze nieposkładane ubrania.
To idź do swojej mamy i niech się tobą, kurwa, zajmuje – odwarknął Adam w stronę córki.
Ty do dziecka mówisz – zwróciłem mu uwagę.
Wiem do kogo mówię.
Słuchaj… miałbyś coś do przekąszenia? Śniadania dopiero o dziewiątej wydają, a Kamil to…
Poszukaj w lodówce – burknął, potrząsając puszkami znajdującymi się na stole. Odnalazł tę właściwą, tę niemal pełną. Wziął ją i usiadł na kanapie. Włączył telewizor.
Wzruszyłem ramionami, nie miałem zamiaru się wtrącać. Przeszedłem za wnękę, gdzie znajdowała się niewielka kuchnia. Otworzyłem lodówkę i oniemiałem z wrażenia.
Macie coś normalnego?
Nie wiem! Moje tam są tylko piwa i inne alkohole. Reszta jest Pauliny i dziecka.
Omiotłem wzrokiem półki. Same warzywa, owoce, jogurty i soki. Wziąłem obrane mandarynki. Usiadłem z nimi obok Adama i patrzyłem na jeden z tych nudnych programów przyrodniczych.
To jest sarna? – dopytywałem, bo zoologia nie była moją mocną stroną.
Nie, antylopa. Uprzedzę twoje pytanie, to nie tygrys, to młoda lwica.
No przecież widzę, że prążków nie ma. – Przegryzłem mandarynkę. Od początku wiedziałem, że się tym nie najem. – Czemu nie macie w lodówce czegoś takiego jak chociażby szynka. No i chleb też by się przydał.
Co ty nie powiesz? – W bardzo zabawny sposób poruszył brwiami i ponownie przyssał się do puszki z piwem. – Jula, podaj piwo z lodówki.
No nie, jeszcze się małą dziewczynką wysługuje – pomyślałem.
Julka oczywiście poszła do lodówki, bo płatki już zjadła i zapewne nie miała nic ciekawszego do roboty. Podała Adamowi od razu dwa piwa.
O dwa prosiłem?! – lekko się uniósł.
Mała wzruszyła ramionami.
Odłóż jedno z powrotem. Nie lubię ciepłego piwa – warknął.
Mały robocik” poszedł odłożyć jedną puszkę z powrotem do lodówki.
Co ona tak nic nie mówi? – zapytałem i wskazałem brodą na małą. Uśmiechnąłem się do niej.
Odwzajemniła uśmiech.
Bo nie lubię jak mi ktoś jazgocze nad uchem bez sensu.
Dlatego programy oglądasz na ściszonym?
Tak, właśnie tak. Liczy się cisza i spokój.
I zimne piwo, co?
Filip, zamknij się jak tu siedzisz albo wyjdź i idź jazgotać gdzie indziej.
Dobra, właśnie zrozumiałem. Jeśli ktoś chciał siedzieć u Adama w mieszkaniu, to musiał być cicho. Właściwie, to Adaś miał tak od dziecka. Gdy układał puzzle w skupieniu, to nawet radio mu przeszkadzało. Z wiekiem mu się to najwidoczniej pogłębiało. Siedziałem więc i milczałem, patrzyłem na niemy telewizor i zajadałem się mandarynkami. Co jakiś czas zerkałem też na Julę, rysowała sobie, siedząc przy swoim dziecięcym, różowym stoliczku. Właściwie, mała od tego momenty, aż do przyjścia matki, odezwała się tylko dwa razy. Raz, bo chciała coś do picia, a nie sięgała na górną półkę lodówki, gdzie były soczki w kartoniku. Adam wtedy wstał i jej podał. Drugi raz chciała pograć na telefonie ojca, bo rysowanie ją już znudziło.
Komórki nie są dla dzieci – usłyszała.
Ale ja…
Nie ma ale. Komórki normalnym ludziom w głowach mieszają. Nie chcę byś była jak mamusia.
Spojrzałem na Adama. Byłem w szoku. Wcześniej miał swoje małe obsesje, ale o żonie nigdy się tak krytycznie nie wypowiadał, a przynajmniej nie przy innych… z pewnością nie przy dziecku.
Tato, ale…
Cisza – warknął.
No to Julita już się nie odzywała. Zmieniła zabawę z rysowania na lepienie z plasteliny. Wtedy zjawiła się Paulina z kilkoma produktami w dłoniach.
O! Masz jedzenie – zauważyłem. Dosłownie aż oczy mi się zaświeciły na widok szyneczki i chlebuszka.
Paula się roześmiała. Miała ładny uśmiech, taki szeroki, ale coś w jej oczach mówiło, że wcale nie jest szczęśliwa.
Cześć Filip. Tak, mam jedzenie. – Przeszła do kuchni. – Adam, co chcesz na śniadanie?
Teraz się o to pytasz? Jest ósma trzydzieści.
To nie chcesz śniadania? – Czuć było między nią a mężem jakieś napięcie. Było ono wyczuwalne w każdym słowie i geście.
Adam nic nie odpowiedział, tylko napił się piwa. Chciałem powiedzieć, że ja chętnie bym coś pożywnego zjadł, ale to chyba nie był ich najlepszy moment. Ostatecznie ich małżeństwo było ważniejsze niż mój biedny, wygłodzony żołądek.
Adam! – Wychyliła się zza wnęki. Wydawała się być zirytowana.
Ty na mnie głos podnosisz? – zapytał spokojnie, ale z nutką surowości w głosie.
Nie, ja tylko cię wołam, bo…
Trochę… tak z trzy czwarte tonu za głośno.
To było trzeba odpowiedzieć od razu – warknęła i w nerwach rzuciła czymś o blat, chyba nożem albo, może po prostu, przedmiot wypadł jej z dłoni.
Było trzeba słuchać, zamiast trzaskać, unosić się i niepotrzebnie jazgotać.
Przecież ty jej nie odpowiedziałeś nawet – stwierdziłem, bo kompletnie nie rozumiałem, dlaczego on taki dla niej jest… taki okropny.
Ty się nie wtrącaj. O szóstej rano cię tutaj nie było.
Nie pamiętam co mówiłeś o szóstej rano. To nie jest dziwne zważywszy na to, że mamy prawie dziewiątą. Mam człowieku więcej na głowie niż twoje kaprysy.
A o jednym moim kaprysie to nawet nie chcesz słyszeć, prawda?
Jakoś głupio się czułem będąc światkiem takiej wymiany zdań. Wyjąłem telefon z kieszeni spodenek i zacząłem się nim bawić. Udawałem, że piszę SMS-a. Starałem się nie zwracać na nich uwagi. Z upływem kilku minut chyba stałem się dla nich niewidoczny.
Ja ci powiedziałam, że ja to mogę zrobić, ale potem się rozstaniemy.
Okaże się, że miałem rację?
Ty chyba naprawdę nie słuchasz tego co mówię albo jesteś głupszy niż sądziłam.
Adam poderwał się z kanapy. Chwyciłem go za rękę i usiłowałem zmusić, by usiadł. Jakimś cudem i przy odrobinie szczęścia mi się to udało. Paulina już instynktownie wycofała się jak najdalej to było możliwe. Adam w tym czasie mocno zaciskał szczęki, jakby nie mógł sobie poradzić z gniewem jaki go dopadł.
Być może powinienem z nimi zostać, ale tak naprawdę to nie była moja sprawa, a ja nie chciałem być świadkiem ich awantur. Wstałem, wziąłem z sobą miseczkę mandarynek i wyszedłem. Udałem się na śniadanie, bo byłem głodny niczym wilk.
Siedząc przy stoliku obserwowałem Nicole. Zajadała się bułką z Nutellą i wesoło konwersowała z przyjaciółmi. Na chwilę nasze spojrzenia się spotkały. Uśmiechnęła się, potem kontynuowała rozmowę, a ja zająłem się jedzeniem jajecznicy na bekonie. To było moje ulubione, śniadaniowe danie.
Niespodziewanie do mojego stolika przysiadła się drobna, wręcz wychudzona brunetka. Była koleżanką Nicoli, sądziłem, że to o niej chce pogadać. Niestety się myliłem.
Dlaczego taki przystojniak jak ty je w samotności?
Bo jak się je, to się nie szczeka, bo miska ucieka – odpowiedziałem nieco chamowatym tonem.
To ją jednak nie zraziło, bo usiadła naprzeciw mnie i uśmiechała się niczym różowa, lukrowa lalka Barbie.
Wybacz, ale ja zaraz idę. – Pośpiesznie dokańczałem jedzenie, by jak najszybciej się zmyć z okręgu jej zasięgu.
Dokąd?
Żoną moją nie jesteś, nie muszę ci się tłumaczyć. Zresztą, żonie też bym się nie tłumaczył.
Pewnie jakiś sport zamierzasz…
Tak, biegi przełajowe. Jak chcesz to możesz się przyłączyć. – Postanowiłem zmienić taktykę na pozbycie się tej natrętki.
Chętnie. Jutro po śniadaniu?
Przed. Nie biegam z pełnym żołądkiem. – W myślach już samego siebie zganiłem za fakt, iż mam za długi język, bo skoro nie biegam po śniadaniu, to jak ja się teraz od niej ulotnię?
Znowu chciała coś powiedzieć, ale ją zbyłem, bo wykorzystałem okazję, mówiąc, że muszę już iść, bo ktoś na mnie czeka. Wskazałem przy tym na Paulinę, która wraz z Julią schodziła ze schodów. Mała niosła wiadereczko, foremki i łopatki, wszystko w takim przezroczystym pokrowcu jak po rolkach. Czyli szły do piaskownicy. Zrównałem z nimi krok.
Przyłączę się do was.
Jasne, nie ma problemu – odpowiedział mi zachrypnięty, jakby zapłakany głos bratowej.
Przyjrzałem jej się uważniej. Miała na sobie duże, przyciemniane okulary przeciwsłoneczne. Na razie postanowiłem milczeć w tym temacie. Udałem się z nimi na tył głównego domu należącego do pensjonatu, były tam też inne dzieci z rodzicami albo ze starszym rodzeństwem. Julka więc miała frajdę i szybko znalazła koleżankę. Ja przysiadłem obok Pauliny na ławce i spojrzałem w niebo.
Razi po oczach – rzekłem i niespodziewanie chwyciłem za jej okulary. Zdjąłem je z jej nosa.
Filip, oddaj – usłyszałem nieuprzejmy ton żądania.
Spojrzałem na jej twarz. Miała mocniejszy niż zwykle makijaż, ale nawet cienie na powiekach nie były w stanie zakryć opuchlizny na policzku. Oddałem jej okulary i wbiłem wzrok w ziemię pod stopami.
O co wam poszło?
Mam jakiś obowiązek ci się tłumaczyć?
Nie, oczywiście, że nie masz. Urosła. – Wskazałem na Julkę, chcąc zmienić temat. Wstałem i ruszyłem do małej, by chwycić ją pod paszkami i podrzucić kilka razy do góry, okręcając się dookoła.
Potem zaproponowałem Paulinie, że wezmę małą wraz z Kamilem do miasta, że tam zjemy obiadek i pójdziemy do bawialni dla dzieci. Tak naprawdę to pragnąłem czymś zająć myśli, a Jula była bardzo kontaktowym i zadającym dużo pytań dzieckiem. Była więc też absorbująca. Skutecznie odciągała człowieka od wszelakich zmartwień. Upłynął kolejny dzień...
Rano wyszedłem przed dom i rozciągałem się tak długo dopóki nie poczułem, że ktoś mi się przygląda. Wiedziałem, że to ta mała, natarczywa Barbie. Szczerze chciałem jej dać popalić, ale by niczego się nie spodziewała musiałem wysilić się na uprzejmości.
Piękny, pogodny dzień, nie sądzisz? – zacząłem.
Tak, skwar i duszno.
Przybliżyłem się do niej, tak by dzieliło nas zaledwie trzydzieści centymetrów.
Myślałem, że to lubisz. Taką duchotę i skwar. – Patrzyłem na nią, zdawało mi się, że uwodzicielskim spojrzeniem i chyba miałem racje, bo jej wzrok świdrował mnie zachłannie, tak jakby mnie miało dla niej braknąć. – To co? Biegniemy?
Czekaj, czekaj – zatrzymała mnie, kładąc dłoń na moją klatkę piersiową. – Lubisz każdy rodzaj aktywności?
Wszelki.
A jaki rodzaj aktywności lubisz najbardziej?
Jest tego tyle, że sam nie wiem.
Jak to nie wiesz!? – Normalnie na mnie krzyknęło to okropne, nieletnie i nachalne babsko.
A ty wiesz? – wysiliłem się na kokieteryjny ton.
Oczywiście, nawet w środku nocy, gdy zostanę wyrwana z najcudowniejszego, głębokiego snu.
Widocznie masz lepszą pamięć niż ja i bardziej poukładane życie.
Nie, po prostu zazwyczaj śni mi się ten rodzaj aktywności, który najbardziej lubię.
Boże najświętszy, trafiła mi się jako adoratorka prawdziwa nimfomanka – pomyślałem z przerażeniem.
Bo wiesz, ja bardzo uwielbiam aktywność – kontynuowała.
W takim razie, biegnijmy. – Ruszyłem przodem, zanim zdążyła mnie zgwałcić na środku drogi.
Szczerze to nawet zaczynałem się jej obawiać i to na tyle, iż nie byłem pewny czy powinienem ją zabierać do lasu, gdzie zapewne będziemy sam na sam, bo o tak wczesnej porze i tą porą roku, to ludzie grzybów nie zbierali.
Z początku zarzuciłem lekkie tempo, podczas którego podziwiałem zieleń z mieszaniną brązu, czyli kolorystykę jaka panowała dookoła. Potem przyśpieszyłem. Następnie umiarkowałem oddech i tempo. Czułem się tak, jakbym był sam. Całkowicie nie zwracałem uwagi na tę… nawet nie pamiętam jak się wabiła. Napalona w końcu niewytrzymała takiego wzmożonego wysiłku fizycznego. Poczułem wibracje w kieszeni, wyjąłem telefon i zobaczyłem, że ktoś do mnie dzwoni. Już po odebraniu okazało się, że to była ona!
Cholera, skąd miała mój numer? Przecież podałem go tylko Nicoli. Cóż, pewnie od niej.
Rozłączyłem się, odwróciłem z głośnym westchnieniem, podbiegłem do niej i rzekłem niewinnie:
Wybacz, nie zauważyłem, że się zatrzymałaś.
No właśnie! – warknęła. – W ogóle mnie nie zauważasz. – Panna napalona teraz wyglądała jak panna chodząca pretensja.
Udawałem, że nie zraża mnie jej ton. Właściwie, to sprawiałem wrażenie, jakbym w ogóle nie dostrzegał tej jej złości.
Chcesz chwilę odpocząć? – zapytałem, widząc jak leży na tej brudnej ziemi i walczy o każdy oddech. Była wykończona.
Przysiadłem się obok.
Teraz pragnę umrzeć. Nie mam siły ruszyć nawet palcem u stopy – przyznała.
Rozbawiła mnie. Po chwili jednak przypomniałem sobie, że nie jestem tutaj dla zapewnienia samemu sobie rozrywki, a by ofiarować tej dziewczynce odpowiednią nauczkę. Zdjąłem kaptur z głowy. Miałem na sobie tylko popielaty, przewiewny bezrękawnik i czarne spodenki.
Jeśli tylko będę mógł ci w czymś pomóc, to mów – zaoferowałem się niezwykle uprzejmie.
A mógłbyś mi zrobić sztuczne oddychanie? – zapytała, wachlując się dłonią.
Zawsze mówiłem, że ludzie przeceniają lekarzy. – Pogroziłem jej żartobliwie palcem.
A może to niektórzy lekarze nie doceniają siebie?
Może, ale ja nie mam praktyki… nie mam nawet prawa do wykonywania zawodu. Rzuciłem studia na trzecim roku. – Uśmiechnąłem się z niezwykłą radością, płynącą od wewnątrz na wspomnienie tej decyzji o porzuceniu edukacji. I tak zrobiłem to o kilka lat za późno. Mogłem od razu po gimnazjum. Wtedy uniknąłbym marnotrawstwa tylu lat, przesiedzianych w ławce, podczas gdy większość nauczycieli i tak co kilka lekcji wychodziła niemal na całą godzinę, i zostawiała uczniów samych.
Ale udzielanie pierwszej pomocy, na pewno opanowałeś do perfekcji – nalegała.
Zaczęła mnie już męczyć ta dwuznaczność, dlatego wyłożyłem karty na stół:
Obawiam się, że nie jestem przygotowany do takiej rozmowy.
Jakiej?
Sama wiesz jakiej! – warknąłem.
Nie, nie wiem!
Do kwalifikacyjnej, do cholery. – Wstałem, przeszedłem się z dłońmi splecionymi w koszyczek na karku i lekko uspokoiłem.
Takie szybkie przechadzanie się w tę i z powrotem zazwyczaj mnie uspokajało, od małego. Choć bywały też dni, że mnie nakręcało, ale wtedy to już musiałem być maksymalnie wkurwiony.
To Filip… na co my czekamy? Przejdźmy od razu do części praktycznej.
Już miałem ją obrazić, nawrzeszczeć, nawet chwycić za ramiona i ostro nią potrząsnąć, by jej mózg odkleił się od jednej ze ścianek wewnętrznych głowy, i wreszcie zaczął pracować jak należy, ale w ostatniej chwili się powstrzymałem. Wpadłem na wredniejszy plan.
Masz racje, przejdźmy do części praktycznej.
Zobaczyłem uśmiech triumfu na jej twarzy. Wstała. Widziałem jak już ma zamiar się na mnie rzucić, odwróciłem się i zrobiłem kilka kroków.
Co taka zdziwiona? Mieliśmy biegać. Zatem biegajmy.
Nie, nie wierzę. Ty nie możesz być aż tak porządny. Przecież ty…
No właśnie, co ja? Co takiego zrobiłem, że ty w ogóle pomyślałaś… to co pomyślałaś? – zapytałem wprost.
Zabrałeś mnie do lasu, do cholery! Jesteśmy sami! Mało?
Ja przyszedłem biegać, a ty chciałaś się przyłączyć. Las jest wszystkich, nie mogłem ci zabronić, chociaż bardzo nie lubię, jak niedoświadczeni biegacze czynią sobie plac zabaw z biegów przełajowych. Tu łatwo o skręcenie, wybicie stawu, a nawet potknięcie i śmierć poprzez niefortunny upadek. Biegniesz czy zostajesz?
Co za różnica? Nawet jak będę umierała, to ty i tak mi nie udzielisz tej pierwszej pomocy.
W takim razie zostań, ale nie wiem czy sama trafisz z powrotem. – Ruszyłem, tym razem wolno.
Wiedziałem, że rozsądek jej podpowiedział, że najbezpieczniej będzie jej się wlec za mną, bo tylko w ten sposób dotrze z powrotem na miejsce. Z uśmieszkiem pod nosem brnąłem dalej, prosto przed siebie. Przy jednym ze znanych mi drzew uczyniłem znak krzyża – taki mój mały, nietypowy zwyczaj, wiążący się z jednym, drobnym sekrecikiem… tajemnicą.
W końcu dobiegliśmy do pensjonatu. Otworzyłem przed tą nimfomanką drzwi, wszedłem za nią i nawet się nie pożegnaliśmy. Od razu każde z nas poszło w swoją stronę. Czyżby to znaczyło, że już miałem zapewniony święty spokój od tej gówniary? Oby!
Postanowiłem wziąć prysznic i się naszykować, bo tego dnia wracali moi rodzice. Sądziłem więc, że i żona Kamila zaszczyci nas swoją obecnością na ich, bądź co bądź, trzydziestoleciu. Nie było mi to na rękę, bo nadal nie zorganizowałem wolnego pokoju dla Nicoli i jej koleżanek. Zastanawiałem się, gdzie ja się podzieje, jak Oliwia wróci.
Stałem przed lustrem i wiązałem wąski, czarny krawat, który zdawał się idealnie pasować do białej koszuli.
Gdy ojciec zobaczy cię pod krawatem, to z pewnością padnie na zawał – skomentował Kamil, poprawiając kołnierzyk błękitnej polówki.
Nie martw się, pierwszy zazwyczaj jest niegroźny. – Uśmiechnąłem się triumfalnie i poklepałem go po ramieniu. – Uroczysta kolacja, nie radzę iść w sportowych ciuchach.
Nie cierpię koszul. Niech się cieszą, że nie przyjdę w dresie. Zresztą, w ogóle nie mam ochoty tam iść. Robię to tylko dla matki. – Wsunął czarny pasek do jasnych dżinsów.
A Oliwia?
Z tego co mi wiadomo, to nadal siedzi z Jaśkiem u swojej matuli.
Nie przyjdzie?
Spojrzał na mnie niby smutno, ale coś w jego spojrzeniu zdawało się mówić „wszystko mi jedno”. Na głos odpowiedział jednak tylko:
Nie wiem. – I odszedł by wygodnie rozsiąść się na kanapie, a ja dalej walczyłem z tym przeklętym krawatem.
W końcu się wściekłem, zdjąłem ten garderobiany dodatek, zmiąłem go i rzuciłem na podłogę.
Kurwa! – skwitowałem i przytupnąłem nogą.
To nie kurwa, to krawat. – Adam stojący w progu, wydawał się być naprawdę rozbawiony moją irytacją.
Rzuciłem mu nieprzyjemne spojrzenie. Nie rozumiałem jak można się cieszyć z nieszczęścia innych, zwłaszcza gdy jest się rzekomo rodziną, ale co się dziwić? Adam zawsze był jakiś inny, odmieniec.
Blondyn podszedł do mnie, podniósł ten przeklęty krawat z podłogi i stanął naprzeciwko. Wyprostował materiał i zarzucił mi go na kark.
Pomogę memu młodszemu braciszkowi. – Uśmiechnął się z wyższością i w chwilę poradził sobie z tym, z czym ja nie mogłem się uporać od ponad godziny. Poprawił mi nawet kołnierzyk i poklepał po ramionach. – No proszę, nawet ty czasami wyglądasz jak człowiek i prezentujesz się jak należy.
Wielkie dzięki – syknąłem i spojrzałem w lustro. Zerknąłem kątem oka na mojego starszego brata. Jak zwykle na takie okazje elegancko się odpicował. – Zielony, to chyba nie twój kolor – rzuciłem, widząc jego dodatki.
Nie, z pewnością nie, ale Paulina ma zielony makijaż. Uznałem, że pasuje.
A co, zielony doskonale kryje siniaki? – zapytałem wprost, gdy Adam już korzystał z Kamila barku i przygotowywał sobie drinka.
O co ci chodzi?
Kamil, siedząc na kanapie, przerzucał swoje spojrzenie ze mnie na Adama i z Adama na mnie. Wyciągnął rękę po trunek.
Dla mnie też zrób – zawołał.
Adam podał mu szklankę prosto w dłoń, a sam ze swoją oparł się o komodę i wbił we mnie pytające spojrzenie. Wyglądał jakby nie wiedział o czym mówię.
O co ci chodzi? – powtórzył spokojnie.
O nic – odburknąłem i skierowałem się w stronę drzwi. – Z resztą, nie moja sprawa. – Otworzyłem je i wyszedłem trzaskając.
Oczywiście jak człowiek jest zdenerwowany, to bardzo mało prawdopodobne, że trafi na osobę, która załagodzi jego stan i poprawi humor. Ja trafiłem na Barbie. Zatrzymałem w ustach przekleństwo, które dosłownie cisnęło się do wyjścia i zmusiłem się do uśmiechu.
Cześć Filip – zaczepiła mnie.
Cześć i papa. – Wyminąłem ją i ruszyłem schodami w dół.
Byłem pod wrażeniem jej determinacji. Czy ta dziewczyna się nigdy nie poddaje, czy jak?
Czy mógłbyś… – Szła za mną, nawołując.
Nie, nie mógłbym, cokolwiek chcesz.
Ale…
Nie mam czasu, pa. – Wybiegłem na zewnątrz, by zaczerpnąć świeżego powietrza dającego po prostu chwilę oddechu.
Może to głupio zabrzmi, ale w pobliżu Julii brakowało mi tlenu, bo jej perfumy, którymi nadmiernie się opryskiwała były zwyczajnie duszące. Choć zapewne nawet gdyby nie używała perfum, to przy jej osobie miałbym problem wytrzymać dłużej niż kilka minut.
Zabawne abym ja, dorosły, w miarę zbudowany i z pewnością nie najsłabszy facet, uciekał i ukrywał się przed namolną fanką. Dziwne w ogóle, że mam fankę, przecież robiłem wszystko, by odstraszyć od siebie potencjalne kandydatki na dziewczynę. Dlaczego ta mała nie wpoiła sobie jakiegoś członka zespołu typu U5 czy OD1? Nawet nie mam pojęcia jak rozwija się te skróty. Znałem je tylko ze względu na siostrę, która przechodziła chyba wszystkie z możliwych faz, poczynając od Macieja Zakościelnego i Tokio Hotel. Otrząsłem się na samo wspomnienie jej wytapetowanego od podłogi po sufit pokoju.
Co ci jest? – Paulina właśnie wracała z Julcią ze spaceru.
Nic, korzystam z wolności.
Jako dwudziestopięcioletni kawaler chyba nie możesz narzekać na jej brak.
Rzuciłem jej pełne znielubienia spojrzenie i nawet nie miałem ochoty wyprowadzać ją z błędu, że mam dwadzieścia sześć lat.
Masz coś do zarzucenia mojemu stanu cywilnemu?
A ty mojemu?
Wyszłaś za mojego brata, niby fajnie, bo nie jesteś najgorszą bratową, ale z niego ostatnio stał się straszny dupek. Nie by kiedyś był mniej dupkowaty, ale teraz… co się z wami porobiło?
Filip, ja nie mam… nie mam czasu.
Jasne. – Zszedłem jej z drogi i patrzyłem jak znika wraz z czteroletnią dziewczynką za drzwiami.
To było takie typowe dla ludzi. Gdy nie chcieli o czymś rozmawiać albo nie umieli powiedzieć czegoś wprost, to uciekali. Podobnie przecież było ze mną i z tą Barbie. W końcu mogłem powiedzieć jej od razu „sorry laska, ale nie jestem zainteresowany ani twymi cycami, ani pizdą, ani nawet analem”. Ciekawe czy po usłyszeniu takich słów, dalej by mnie tak prześladowała?
Przeszedłem na tył domu, usiadłem na ławeczce i zapaliłem papierosa. Zastanawiałem się co takiego się stało, dlaczego wszystko tak nagle się zepsuło. Wróciłem do miejsca, które dobrze znałem, miałem jakieś oczekiwania i sądziłem, że wiem co zastanę na miejscu. Tymczasem zastałem typowy burdel, pełen żalu i nieporozumień. Co do Oliwi i Kamila, to jeszcze mogłem się tego spodziewać, tak naprawdę poza Jaśkiem i seksem chyba nigdy nie łączyło ich nic więcej, ale Paulina i Adam? Byli udanym małżeństwem, zakochanym w sobie po same uszy. Poznał ją jeszcze jako małolatę, rok chodzenia, dwa lata narzeczeństwa, pięć lat małżeństwa… wszystko po to, by teraz patrzeć na siebie wilkiem i urządzać małej piekło z dzieciństwa. Jaki to miało sens? Wydawało mi się, że żaden, ale chciałem jednak wierzyć, że może być inaczej, że nic nie dzieje się bez powodu.
Popadłeś w dół? – zapytała Nicola, siadając przy mnie. Sama sięgnęła do mojej kieszeni i wyciągnęła paczkę papierosów.
Smagnąłem ją po łapach. Syknęła boleśnie, a paczka wypadła jej z rąk. Podniosłem ją.
A gdzie „poproszę”?
Poszło na spacer – odpowiedziała ze złośliwym uśmiechem.
Otworzyłem paczkę i skierowałem w jej stronę. Poczęstowała się i zaczęła grzebać w mojej kieszeni w poszukiwaniu zapalniczki.
Nie uczysz się na błędach.
To taki mój znak rozpoznawczy – zażartowała. Odnalazła zapalniczkę, odpaliła i ponownie wsunęła mi ją do kieszeni. – Dlaczego masz dół?
Kto powiedział, że mam?
Siedzisz sam, wyglądasz na przybitego… straciłeś też na aroganckości, co akurat wychodzi na plus, ale… dlaczego masz dół?
Arogancji – poprawiłem ją. – Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, mała – dodałem z krzywym uśmieszkiem, który wcale jej nie odstraszył.
Do nieba i tak się nie wybieram, bez obaw. Zapewne spotkamy się w jednym z tych słynnych kręgów.
Byleby nie w kotle obok. Nie wytrzymałbym.
Nie miałbyś wyjścia. – Znów ten złośliwy, irytujący uśmieszek.
Jakie masz plany na dziś? – starałem się zmienić temat. Jak się potem okazało, bez powodzenia.
Dowiedzieć się w jaki dół wpadł mój nowy kumpel.
Jestem kumplem? – zdziwiłem się, a Nicola wstała i stanęła przede mną.
Małolata przyłożyła dłonie do moich skroni, przeczesała włosy, a potem zatrzymała się na moich porośniętych lekkim zarostem policzkach.
Ehe, jak mój chomik. Ma tak na imię – odpowiedziała niewyraźnie, ale z banalną szczerością i zdjęła ze mnie dotyk najpierw prawej, a potem lewej dłoni. Palcami prawej od razu chwyciła za papierosa, którego przytrzymywała swymi dużymi, pełnymi wargami.
Super, jestem na równi z chomikiem – ucieszyłem się pokazowo.
On nie ma sobie równych.
Czyli jestem gorszy od chomika? – zapytałem z udawanym smutkiem.
Ale tylko tak minimalnie. – Pokazała na palcach ile to „minimalnie” jej zdaniem wynosi. – Przejdziemy się? – zaproponowała.
Sorry, Nicola, ale nie mam czasu… – mówiłem coraz wolniej i starałem się dostrzec samochód, który właśnie wyłaniał się spośród drzew. Terenówka zaparkowała nieopodal nas.

11 komentarzy:

  1. Adam mnie wkurzył w tym rozdziale! Jula była pod jego opieką więc nie powinien pic a już na pewno nie kląc przy niej i kazac sobie donosic puszki!!!
    Żal mi Pauliny, byc z takim burakiem to tragedia, no i czemu Filip go nie opierdzielił! Przecież to dziecko nawet bało się odezwac, zeby jej nie skrzyczał!
    No i uderzył Paulinę! Dziwię się, że i tym razem Filip nie zareagował powinien mu spuścic porządny łomot i przemówic mu do rozsądku!
    Podryw Barbie, jak nazwał ją Filip okzała się niezbyt skuteczny, ma tupet tak mu się narzucac! Ale on nieugięty :)
    Zastanawiam sie co to za samochód podjechał?
    http://nauczysz-sie-mnie.blogspot.com/
    zapraszam w wolnej chwili

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co? byłam pewna, ze jest jeszcze jeden rozdział, ale się zdziwiłam, wychodzi na to, ze jestem z twoim blogiem już na bieżąco :)
      juuuuupi :P
      Oczywiście dodaję do polecanych u mnie i czekam na kolejny wpis, oby szybko, daj znac jak sie pojawi!

      Usuń
    2. i co dalej? kiedy reszta? :)
      http://nauczysz-sie-mnie.blogspot.com/

      Usuń
  2. Czyżby Adam miał problemy z alkoholem? Podoba mi się taka postać w opowiadaniu. Dodaje uroku, tego złego, brudnego i plugawego. Polubiłam jego żonę, ale jej nie współczuje, choć bić jej nie powinien. Nie chcę jednak z góry oceniać, a nie wiem czy tacy byli zawsze, czy teraz się coś u nich popsuło. Jeśli coś się popsuło, to trzeba to naprawić, w końcu gdy nawali samochód to zmieniamy oponę, a nie całe auto, jednak jeśli opona nie chce się dać zmienić, a auto to już grechot co nadaje się tylko i wyłącznie do kasacji, to zalecam tej dwójce rozwód.
    Barbie... xD Już ją lubię i lubię Filipka z nią. Zaprawiona w bojach, widać, że ona tak łatwo nie odpuści, ale Nicola ją wygryzie, prawda? Fifi będzie z Nicą?

    sie-nie-zdarza.blogspot.com
    prawdziwa-legenda.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. a ja obstawiam że to nie Adam uderzył Paulinę. mają jakąś spine między sobą. kłócą się i ostatnio coś się między nimi sypie ale jakoś nie sądzę żeby Adaś ja uderzył. choć fakt, jako tatuś to się nie popisał... dziecko po piwo wysyłać.... nic tylko pogratulować...

    www.azylstracencow.blog.pl

    OdpowiedzUsuń
  4. Adam mnie wkurza, ale tylko wtedy, gdy pomyślę o nim jako o realnym człowieku, jako postać jest jak najbardziej okey. Jest interesujący, choć tego jego zamiłowania do alkoholu ani tego jak traktuje dziecko nie popieram. Współczuję także jego żonie, choć nie mam pewności, czy to on ją uderzył.
    Julia jest uparta i tak łatwo Filipowi spokoju nie da. Biedny chłopak. Mam nadzieję, że uda mu się ją w końcu spławić. Bo są fajnym duetem na chwilę, potem zaczyna się to robić męczące i zdecydowanie wolałabym go w duecie z Nicolą.
    Czekam na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  5. Wcześniej na temat Adama się nie wypowiadałam, bo nie ocenia się książki po okładce, ale teraz już to muszę z siebie wyrzucić. On jest okropny! Nie dość, że pobił Paulinę, to jeszcze potem jak ostatni dureń udawał, że nie wie, o co Filipowi chodzi! No i wysługuje się dzieckiem! Nienawidzę takich typów, co to uważają, że wszystko im się należy. Ale w sumie to najbardziej współczuje małej Julicie, bo ona biedna ma zrypane dzieciństwo przez takiego tatuśka.
    A co do tej Barbie, która podrywała Filipa... No cóż, marnie jej to szło i była chwilami bardziej nachalna niż urocza, więc chłopakowi się nie dziwię, że chciał się jej pozbyć. Samego Filipa lubię, chociaż jak każdy, tak i on nie jest idealny i charakterek też ma, ale to sprawia, ze się wyróżnia, tak jak Nicole. Moim zdaniem oryginalni bohaterowie to podstawa.
    Przepraszam, że tak krótko. Wiem, że po takim czasie powinnam dać od siebie coś więcej, ale mam jeszcze masę do nadrobienia. Obiecuję, że w przyszłości bardziej się postaram!

    OdpowiedzUsuń
  6. Barbie jest irytująca ale urocza zarazem :) Dałaby sobie już spokój, widać, że Filip jest niezainteresowany. Pewnie Nicola mu się podoba, więc nie zawraca sobie głowy jej koleżanką. A szkoda, mógłby spróbować wzbudzić zazdrość u Nicoli.
    Błędy poniżej:
    mała od tego momenty
    momentu
    Na chwile nasze spojrzenia się spotkały
    chwilę
    i chyba miałem racje
    rację
    – Chcesz chwile odpocząć?
    chwilę
    – Masz racje, przejdźmy do części praktycznej.
    rację
    Drażni mnie Adam. Ciekawa jestem co takiego zrobiła jego żona, że zaczął ją bić :/ Bo chyba musiał być jakiś powód skoro byli udanym małżeństwem. Szkoda tylko, że ich nieszczęście odbije się na dziecku.

    amandiolabadeo.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Adam najwyraźniej nie radzi sobie z alkoholem. Zastanawiam się, czy to wszystko doprowadzi do rozwodu… Paulina może nie wytrzymać i alkoholu i zaczynającej się agresji. Właściwie Filip nie powinien się wtrącać do spraw ich małżeństwa, bo to nie jest sprawa, nawet jeśli chodzi o jego brata. Oni muszą dojść do porozumienia sami.
    Filip chodzi teraz podenerwowany, a to źle, bo to minusuje u Nicoli.

    OdpowiedzUsuń
  8. Odrzuca mnie to, jak Kamil mówi o swojej żonie. Ten ich związek jest patologiczny. Nigdy nie zrozumiem czemu ludzie biorą ślub z obowiązku. Dziecko można wychowywać też osobno. Potem takie osoby żyją razem nieszczęśliwe, sfrustrowane, a dzieci na to patrzą.

    Po rozdziale 2 rozumiem, że Filip uważa, że jest coś winny Nicoli i że wysyłał jej jakieś prezenciki. Ciekawi mnie, o co chodzi ;D

    Ogólnie po przeczytaniu czterech rozdziałów doszłam do wniosku, że mega wkurzają mnie charaktery i sposób bycia tych przyjaciółeczek Nicoli. Sama Nicola też mnie wkurza. Julia robi z siebie małoletnią puszczalską, a Nicola zachowuje się jakby pozjadała wszystkie rozumy i wszystko jej się należało. Filip też lepszy nie jest – rżnie cwaniaczka, który chyba myśli, że wszystkie będą jego. To wszystko sprawia, że mam wrażenie, że otaczają mnie (podczas czytania) ludzie, których w życiu nie chciałabym spotkać na żywo, bo chyba bym z nimi nie wytrzymała.
    Ciężko mi sobie wyobrazić, że można aż tak chcieć stracić dziewictwo, by być tak nachalnym, jak ta Julka. I tak tępym przy okazji. Na temat tej dziewczyny mam same negatywne spostrzeżenia, z pewnością jej nie polubię i odniosłam wrażenie, że jest trochę przerysowana. Dobrze chociaż, że Nicola uważa, że nie są prawdziwymi przyjaciółkami, a jedynie koleżankami. Może chociaż Nicola wyjdzie z tej znajomości normalna xD
    Jeśli chodzi o relację Nicoli i Filipa, to czasem fragmenty z nimi podobają mi się mega, a czasem średnio. Może dlatego, że czasami odczuwam przesyt tymi ciągłymi docinkami, przekomarzaniem, usilnym udowadnianiem sobie, że to „ja” wygram w potyczce słownej. Tak jak mówiłam, dużo tutaj cwaniakowania. Ale dobrze, że oprócz tego, co napisałam wyżej, znajduje się też dużo fragmentów, w których rozmawiają całkiem normalnie. Dzięki mam nadzieję, że oni po prostu potrzebują czasu, żeby się dotrzeć.
    Zachowania Adama też nie popieram. Co jeden brat, to lepszy xD Ale mam wrażenie, że ich małżeństwo da się jeszcze uratować, tylko potrzebują do tego jakiegoś impulsu. No bo Kamilowi szczęścia nie wróżę z takim podejściem do małżonki.

    Ale muszę przyznać, że Twój tekst czyta się niezwykle szybko i przyjemnie. Jest różnorodność postaci, wątków, charakterów i to jest super. Ciekawa jestem jak potoczą się dalsze losy bohaterów i czy będą mnie potem mniej irytować xD
    W każdym razie niebawem wpadnę na więcej.

    OdpowiedzUsuń