Czytasz? Nie zapomnij skomentować!

piątek, 15 lipca 2016

Rozdział 10 - Ile musi się stać, by iść tą samą drogą?

Wspomnienia mnie bolały, bolały na tyle, że satynowa poduszka nasiąkała moimi łzami. Żałowałam. Pragnęłam cofnąć czas i wtedy, po wyjeździe ze Szwecji już nigdy nie natrafić na Filipa i jego rodzinę. Stało się jednak inaczej i poniekąd było to moim świadomym wyborem, ale czy szesnastolatka jest w ogóle w stanie podejmować świadome, przemyślane decyzje? Może inna jest, ale ja byłam głupia, naiwna, skrajnie infantylna, nieświadoma niebezpieczeństwa jakie na siebie ściągam, choć po kilku przesłankach, późniejszych wydarzeniach, powinnam postąpić inaczej.
Gdybym postąpiła inaczej, być może teraz nie budziłby mnie płacz mojego czteromiesięcznego syna, i być może w tym płaczu bym mu nie towarzyszyła.
Brałam go na ręce i wraz z nim kierowałam do kuchni. Ledwie wstawiłam butelkę z mlekiem do podgrzewacza, a zadzwonił dzwonek do drzwi. Było nad ranem, a ktoś dobijał się nie tylko sygnałem dzwonka, ale także waleniem w drzwi.
Policja! – darł się męski głos. – Proszę otworzyć!
Odłożyłam małego do wózka i podeszłam do drzwi. Nawet nie patrzyłam w judasza. Od razu chwyciłam za klamkę i otworzyłam na oścież, po czym zapobiegawczo odskoczyłam możliwie jak najdalej, by stado mężczyzn mnie nie powaliło na ziemie, podczas wbiegania do niewielkiego mieszkanka jakie zajmowałam wraz z dziećmi.
Kiedyś przeraziłabym się, gdyby czworo mężczyzn wertowało moje prywatne dokumenty, grzebali w moich rzeczach, nie omijali nawet części intymnej mojej szuflady, czyli tej, na dnie której spoczywała bielizna. Dziś nie robiło to na mnie już żadnego, nawet najmniejszego wrażenia.
Tu są dzieci – upomniałam ich, gdy za mocno hałasowali, ale Marcelina i tak już zdążyła się zbudzić, i stanąć przy mojej nodze, mocno ją objąć.
Spojrzałam na nią, jak nerwowo ssała neonoworóżowego smoczka, a po jej pucołowatych policzkach toczyło się kilka grubych łez.
Nie ma pani kontaktu z Filipem Czarneckim? – dopytywał najstarszy z całej czwórki. Wstał z kucek, przestał przeglądać moje figi, stringi i bokserki. Podszedł bliżej.
Jakie to ma znaczenie? – odpowiedziałam pytaniem na pytanie i zakołysałam wózkiem. Potem sięgnęłam do torby jaka wisiała na rączce po paczkę papierosów, odpaliłam jednego.
Ostatnimi czasy, gdy był na przepustce...
Odwiedził dzieci, tego nie mogę mu zabronić, bo prawo mi nie ułatwia. Nie chcecie pozbawić go praw rodzicielskich, bo regularnie wysyła mi pieniądze.
Sąd to nie policja, proszę pani. Proszę tego nie mylić.
Jakże bym mogła? – zapytałam ironicznie i zaciągnęłam się mocniej. – Marcelina, przestań się mnie trzymać – warknęłam.
Fajniutka – skomentował, przyglądając się mojej córce.
Skończyliście już? – Spojrzałam na to jak pozostali przestali wywracać mój dom i wszystko co się w nim znajduje do góry nogami. – Ciekawa jestem kto teraz to posprząta? – dodałam, świadoma, że niczego nie mogli tutaj znaleźć.
Mieliśmy obowiązek sprawdzić czy pani mąż niczego tutaj...
Mój mąż nawet tutaj nie wszedł! – wrzasnęłam. – Stał na klatce i czekał aż wydam mu dzieci, strasząc mnie swoim prawem do odwiedzić i zabierania ich do rodziców, gdyż ma na to papiery z sądu! Gdybyście mieli coś pod kopułami, to byście najpierw wypytali sąsiadów, a nie wpadali do mnie nad ranem i dzieci mi budzili!
Sądziliśmy, że nadal jest pani z mężem. – Uśmiechnął się przepraszająco.
Na jakiej podstawie? – dopytywałam szeptem, sycząc przez zęby. Strzepnęłam popiół do pustej węglarki.
Nadal nie złożyła pani zeznań, które mogłyby być kluczowe i to nie tylko dla jednej, ale dla kilku, a być może kilkunastu spraw.
Osobom spokrewnionym i spowinowaconym przysługuje prawo do odmowy zeznań. Nie może mnie pan nachodzić i zmuszać mnie tymi niezapowiedzianymi wtargnięciami do tego bym zrezygnowała z prawa, które mi się słusznie należy.
Wyjdźcie – rozkazał swoim ludziom, a gdy opuścili mieszkanie i zamknęli za sobą drzwi, zapytał – Nie chce pani zeznawać na niekorzyść męża, bo jest mu pani coś winna, nadal go pani kocha, czy zwyczajnie się pani go boi?
Nie muszę odpowiadać na pańskie pytania – stwierdziłam i wzięłam mojego rozryczanego syna na ręce, wcześniej ugaszając papierosa o piec kaflowy i upuszczając go do węglarki.
Mężczyznę odprowadziłam do drzwi, potem nakarmiłam syna, uspokoiłam zarówno go jak i Marcelinę, położyłam ich spań i zabrałam się do sprzątania tego bajzlu jaki po sobie pozostawili.
W moje dłonie wpadło zdjęcie moje i Filipa. Miałam na nim tę oliwkową sukienkę, tę, którą wybrał na uroczystość rocznicy ślubu swoich rodziców. On jednak nie był w koszuli i pod krawatem, a w czarnym T-shircie z dekoltem wyciętym w duży szpic, co uświadomiło mi, że fotografia pochodzi ze znacznie późniejszego okresu niż tamtejsze wakacje.
Zdawałam sobie sprawę, że po tym wtargnięciu policji powinnam pojechać do więzienia, zażądać rozwodu, raz na zawsze się od niego uwolnić i pozostawić sobie tylko te niewygodne, choć nie wszystkie bolesne, niektóre bardzo przyjemne wspomnienia. Obawiałam się jednak, że gdy tak uczynię, to przestanę być pod tak zwaną „ochroną”. Co prawda nadal będę matką jego dzieci, więc prawo do odmowy zeznań chyba mi nie zostanie odebrane, ale... ale teraz wciąż byłam jego rodziną, kimś o kogo na swój durny i zupełnie niezrozumiały sposób musi się troszczyć. Fakt, że nie żyłam w luksusie, ale miałam względne bezpieczeństwo finansowe, a moje dzieci nie chodziły głodne, bo Czarnecki regularnie wysyłał mi pieniądze, a gdy potrzebowałam więcej, to wystarczyło, że pisałam w liście, a dzień czy dwa dni później już były na koncie. Nie miałam też gwarancji, że po rozwodzie policja nagle zaprzestanie mnie nachodzić. Właściwie to wtedy mogliby mnie nachodzić też inni i to niekoniecznie prawi ludzie. Od takiego kogoś jak Filip bardzo trudno było się uwolnić. Strach mnie przeszywał, gdy wyobrażałam sobie, że miałabym przed nim stanąć, choćby na sali sądowej i żądać, by przystał na nasze rozstanie. Chociaż, gdy był na ostatniej przepustce, to miałam odwagę nie wpuścić go do mieszkania, do którego również był zameldowany, a jedynie wydać mu dzieci, wystawiając wózek z Franciszkiem, Marcelkę oraz torbę sportową z ich rzeczami na zmianę za drzwi, ale wtedy przy mnie była Paulina i Adam, więc miałam poniekąd więcej pewności, że Filip nic mi za to nie zrobi, że nie wejdzie z buta do mieszkania i nie narobi bajzlu większego niż ci policjanci, którzy przed chwilą mnie nawiedzili.
Usiadłam na łóżku i wciąż wpatrując się w fotografię, zastanawiałam się jak do tego w ogóle doszło, że ja się z nim związałam. Przecież wtedy, po tych wakacjach normalnie wróciłam do domu.
Moje rozmyślanie przerwał dźwięk wibracji komórki, która tańczyła na blacie komody. Dzwoniła Paulina, więc odebrałam. Radziła mi bym pojechała na widzenia do więzienia.
Tylko mi nie mów, że wychodzi na kolejną przepustkę i potrzeba mu szofera.
Nie sądzę, by tak szybko otrzymał zgodę na kolejne wyjście, ale on chce zobaczyć dzieci i chce zobaczyć ciebie.
On chce, a ja muszę? – zapytałam agresywnie.
Jeśli nie chcesz go widywać, to się z nim rozwiedź – rzuciła złotą radą.
I myślisz, że to jest takie łatwe? Mam przekreślić pięć lat naszego wspólnego życia, gdy sama nie wiem czego chcę?
To się tego dowiedz, nikt tego za ciebie nie zrobi, dziewczyno, a póki co pojedź na widzenie i zobacz, sama przekonaj się czy warto, czy może lepiej sobie odpuścić. Tylko może tym razem nie gadaj mu jakiś głupot, przez które potem będziesz do mnie dzwoniła, gdy będzie miał wrócić do domu.
Przewróciłam oczami, pożegnałam się z nią i rozłączyłam. Spojrzałam na zegarek i zorientowałam się, że dochodziła już ósma rano. Postanowiłam się nieco z grubsza ogarnąć, później naszykować dzieci do podróży i zajechać pod więzienie.
Dojechanie tam i zaparkowanie było względnie łatwe, gorsze było przejście przez bramę, tę pierwszą, główną, później przez bramki celne. Strażniczka macała mnie chyba po wszystkim co tylko było możliwe. Kazała nawet rozbierać Franka i odpinać mu pampersa, by mieć pewność, że niczego w nim nie przemycam. Mleko nakazała mi pozostawić i odebrać, gdy będę wychodzić.
A co gdy zrobią się głodni?
To już nie mój problem, mogłaś karmić cyckiem, nie byłoby kłopotu – odpowiedziała chamsko i nieuprzejmie, ale oni chyba wszyscy mieli tu w zwyczaju tacy być.
W końcu znalazłam się w pokoju widzeń i dla bezpieczeństwa, mojego własnego, prywatnego nie zasiadłam przy stoliku, przy którym czekał Filip, a przy tym w narożniku, blisko pleksi, za którą siedział strażnik.
Filip był zmuszony więc zmienić miejsce, na co ten strażnik, który znajdował się po naszej stronie, w pomieszczeniu, w którym i my byliśmy, nieco krzywo się wejrzał, ale i tak nic nie powiedział ani nie zwrócił mu uwagi.
Cześć – przywitał się i od razu wziął Marcelinę na jedno kolano. – Aleś ty urosła, dziewucho – zagadnął ją, jednocześnie wychylając się nieco, by móc lepiej przyjrzeć się śpiącemu i owiniętemu w kocyk Frankowi. – Co się nie odzywasz? – zapytał.
Podniosłam wzrok mając nadzieję, że nadal rozmawia z dziećmi, ale jego spojrzenie wbite było w moją twarz, co znaczyło jedynie tyle, że pytanie skierowane było do mnie.
Cześć – powiedziałam i uśmiechnęłam się ironicznie, krótko, bo nie było mi zupełnie do śmiechu, nawet do takiego sztucznego.
Nie nosisz obrączki – zauważył.
Przyjrzałam się mu uważniej, gdy przytulał Marcelkę i całował po blond włosach. Jego uwaga na temat obrączki była rzucona najwidoczniej ot tak, bo obeszła się bez echa, nawet nie skupił na mnie większej uwagi, gdy to mówił, nie dopytywał.
Wyglądał podobnie, a jednak zupełnie inaczej niż przed laty. W pomarańczowym, podobnie jak w czerwonym, zupełnie nie było mu do twarzy. Ramiona miał szersze, a jego ręce zdobiły tatuaże. Odnalazłam daty urodzin, poprzedzone imionami. Spod jego koszulki wystawał wydziarany różaniec, który łączył się z tym krzyżem, który niegdyś tak mocno utkwił mi w pamięci. Zarost też miał większy, bardziej niechlujny. Szyja nawet mu się rozrosła i niemal była równa głowie na szerokość. Wydawało mi się, że nawet ręce ma większe, gdy położył jedną na blacie stolika, całkiem otwartą i mocno rozszerzył palce, gdyż Marcelka chciała się z nim zmierzyć. Przyłożyła do jego dłoni swoją rączkę.
Moja jes mala – skomentowała niewyraźnie, nie wyjmując wcześniej smoczka z buzi.
Malutka – przytaknął jej. – A Franka jeszcze mniejsza – podpowiedział.
Jes mniejsa? – zdziwiła się, a potem zeskoczyła z kolan ojca i podbiegła do mnie, by móc bliżej przyjrzeć się dłoni Frania i zmierzyć ją ze swoją.
A mamy jest bez obrączki – dopowiedział Filip i ponownie na mnie spojrzał. Jego oczy utraciły na niebieskim odcieniu, teraz wydawały mi się być już tylko stalowe, tak mocno zimne. – Naprawdę ktoś był?
U ciebie na pewno. Sypiałeś z nią, choć byliśmy małżeństwem – wytknęłam.
Stara śpiewka. – Zaśmiał się. – A więc dowiedziałaś się o jakiś moich hotelowych wyczynach sprzed ponad roku i postanowiłaś nakłamać, że ciebie posuwa inny?
Jesteś aż taki pewny siebie, że uważasz, że nie ma za ciebie odpowiedniego zastępstwa?
Uśmiechnął się krzywo, cholernie cynicznie.
Dla ciebie lepiej, jeśli to będzie kłamstwo. Wystąp do adwokata, by załatwił nam wizyty małżeńskie. – Podrapał się po pociętym w trzech miejscach ramieniu, na którym widniały dwie jaskółki.
Zaprosiłeś mnie tutaj, bo chcesz się pieprzyć?
Rób co mówię i nie utrudniaj samej sobie życia.
A co, przestaniesz wysyłać pieniądze, gdy odmówię?
Pokręcił głową i ponownie wyciągnął ręce po Marcelinę, która biegła w jego kierunku.
Policja u nas była, znowu – napomknęłam.
Tylko by ci nie przyszły do głowy jakieś głupoty. Nie brataj się z nimi.
Spojrzałam w dół, potem odbiłam wzrokiem w bok.
Nicola, nie brataj się z nimi – powtórzył jakby ostrzej, ale nie desperacko. – Nic mi nie zrobią, twoje zeznania mnie mnie obciążą, chyba że sama siebie obciążysz, ale wtedy dzieci pójdą do domu dziecka. Nie rób bzdur, wyjdę z kolejnej wokandy.
Może do tego czasu się rozwiedziemy – szepnęłam.
Co powiedziałaś?
Nic.
Co mówiłaś?
Że kończę widzenia. Spieszę się do pracy, a muszę ich jeszcze podrzucić do Pauliny albo do twojej mamy – odpowiedziałam, ale jego spojrzenie mówiło mi, że doskonale usłyszał moje wcześniejsze słowa. Doskonale jednak udawał, gdy żegnał się z dziećmi, szczególnie z małym Frankiem, który dopiero co się przebudził.
Mały zupełnie go nie poznawał, gdyż widział ojca raptem dwa razy na oczy, więc wył wniebogłosy, ale to nie przeszkadzało Filipowi go przytulać.
Nadal was kocham – przemówił, gdy doszło do pożegnania ze mną. Położył wtedy dłoń na moim ramieniu i sunął nią do samego nadgarstka. Niespodziewanie mocno ścisnął. Przybliżył się, niby przytulając, by strażnik nie dostrzegł jak się krzywię. – Niech ci przyjdzie do głowy tylko jakaś głupota, to zapłacisz za to. Mam długie ręce – wyszeptał wprost do mojego ucha, a potem musnął w policzek i oddalił się, uśmiechając sztucznie, udając, że jest to przyjazny uśmiech.
Jak to się stało, że ja się z tobą związałam, człowieku? – zapytałam głośno, na tyle by słyszał, ale bardziej skierowałam to pytanie do samej siebie.
Wsiadłam z dziećmi do samochodu i przypomniałam sobie jak po powrocie z tamtych wakacji, w dwutysięcznym dwunastym roku, powróciłam do domu. Siedziałam na łóżku i rozmyślałam nad słowami Filipa. Wspominałam, jak w samochodzie zapytałam go czy on da się w ogóle lubić. Odpowiedział „Bardzo łatwo mnie nie lubić, ale jak już się mnie polubi, bo się już do mnie przyzwyczai, to potem nie można przestać i nie umie się już beze mnie żyć.”, ale ja mogłam bez niego żyć. Jakieś dziwne uczucie, którym go darzyłam nie zabraniało mi jeść i nie przeszkadzało w śnie. Natomiast cała sytuacja wakacyjnego ślubu Julii i Wiktora, zakłócała mi spokojne życie.
Rozległo się pukanie do drzwi, ojciec wychylił głowę i powiedział:
O! Jesteś? A już myślałem, że dałaś nogę z jakimś Cyganem.
Przewróciłam oczami.
Chcesz czegoś? – zapytałam chamskim tonem.
Może grzeczniej?
Nie, dopóki zamierzacie mnie trzymać pod kluczem do trzydziestki.
Nie do trzydziestki, tylko dopóki nie skończysz szkoły.
Studia też wchodzą w grę?
Oczywiście.
W takim razie, mogłam zakończyć edukacje na gimnazjum, już byłaby dawno wolna. – Uśmiechnęłam się z wyższością. Mój ojciec odwzajemnił uśmiech. Musiałam przyznać, że go nawet lubiłam, byłam do niego podobna. To samo nas smuciło i to samo rozśmieszało do łez. Był też równie uparty co ja.
Nie wyobrażam sobie abyś nie poszła na studia.
A jak będę chciała zrobić dwa albo trzy fakultety, to przez was założę rodzinę po pięćdziesiątce.
Przecież ty nigdy nie chciałaś zakładać rodziny – wytknął mi i usiadł na łóżku. – Mówiłaś, że ja i matka obrzydziliśmy ci instytucje małżeństwa.
Bo to prawda, ale po pięćdziesiątce będę już za stara na dzieci.
Przecież ty nigdy nie chciałaś dzieci. Mówiłaś, że nie chcesz zmieniać pieluch, komuś, kto może się okazać równie niewdzięczny, jak ty w stosunku do nas, kiedy już podrośnie.
To może mi się odmieniło! – warknęłam.
Wzruszył ramionami i wstał, ciągle się uśmiechając.
W takim razie adoptujesz, to możesz w każdym wieku i przy odrobinie szczęścia ominie cię zmienianie pieluch.
Teraz są pampersy.
Jak na złość do pokoju wkroczyła matka. Ta jak zwykle z pretensjami.
Policja znowu przyjedzie. Ja mam dość wstydzenia się przed sąsiadami. Dlaczego sama się nie zgłosiłaś na przesłuchanie?
Po co, skoro po mnie przyjeżdżają, jak się nie zgłoszę? Taka darmowa taksówka.
Jesteś bezczelna.
Po tatusiu. – Spojrzałam znacząco na ojca.
Co znowu po mnie!? – oburzył się. – Wszystko co złe, to zaraz po mnie.
Zaśmiałam się, jakoś nie umiałam reagować inaczej na jego słowa niż śmiechem.
Ale komórkę to mi chociaż oddajcie co? Albo komputer? Ja muszę mieć jakiś kontakt z…
Z Cyganami? – dopytywała moja matka, wytrzeszczając na mnie te swoje okropne gały.
Romami jeśli już. Poza tym Rom tam był jeden i z tego co wszyscy wiemy, to już jest zajęty przez naszą Julkę – przypomniałam.
Skończ się zgrywać, ja nie pozwolę by moje dziecko, jedyne dziecko, się po cygańskich rodzinach szwendało – wyolbrzymiała i panikowała jak zwykle.
Mną to się akurat Polak zainteresował albo Szwed… ale korzenie ma polskie.
Przynajmniej Europejczyk – rzucił ojciec z uśmiechem patrząc się na matkę, która zdawała się miażdżyć go swoim spojrzeniem.
A Cygan, to co, Światowiec? – zapytała się taty z pretensją w głosie.
Beznarodowościowy – odpowiedziałam. – Oni nie mają swojego państwa, mają tylko taką książkę, spis zasad i praw… zapomniałam jak ona się nazywa, ale Wiktor mi mówił.
Milcz!
Splotłam rękę na klatce piersiowej.
Jestem u siebie – burknęłam. – To ty wyjdź, bo ja cię nie zapraszałam.
Bezczelna gówniara – rzuciła z furią wymalowaną na twarzy i wyszła.
I, kurwa, dobrze! Przynajmniej nie jestem zimną suką jak ty!
Nicola – zwrócił mi uwagę ojciec szeptem.
No co? Sama się prosiła. Tatuś, jest sprawa!
Jaka?
Ewka chce jechać do wesołego miasteczka, pod Warszawę i…
Nie.
I tak pojadę – zapewniłam.
Oczywiście popukał się tylko palcem po czole i opuścił mój pokój. Ja już miałam spakowaną torbę. Wieczorem Ewka i Hubert, bo reszta nie dała rady się wyrwać, czekali na mnie pod oknem. Najpierw rzuciłam torbą, potem sama skoczyłam z pierwszego piętra. Wydawało mi się wysoko, ale… raz się żyje i jakby co, tylko raz umiera. Oczywiście, jak to ja, zawsze sobie poradziłam. Wsiadłam na skuter Huberta, mocno chwyciłam go w pół i ruszyliśmy.
Po co ci torba? – zapytała Ewka, gdy już znaleźliśmy się pod Warszawą, choć podróż do krótkich nie należała.
Warszawa nie była wcale tak blisko nas, a skutery jeździły znacznie wolniej niż samochody.
Udowadniam rodzicom, że mogą mi ufać i że nie zamierzam uciekać z żadnym cyganem.
Pokazujesz im, że zamierzasz uciekać sama? – Hubert zrobił zaskoczoną minę.
Nie, pokazuję, że ja z tych co zawsze wracają.
I gdzie zamierzasz nocować?
W hotelu, a wy ze mną. Zabawimy się.
Sorry, ale nie ze mną, obiecałam, że wrócę. Nica, ja nie mogę. Przez sprawę z Julią wszyscy mamy przesrane. Policja ciągle pyta co, jak i gdzie.
A ty Hubert?
Ojciec pojechał na delegacje, matka wyjechała z kochankiem, który jest jej sekretarką. Mam jakieś cztery dni. – Uśmiechnął się smutno, a potem przeczesał palcami swoje kruczoczarne włosy, które zdjęcie kasku skutecznie potargało.
No to zostaniesz ze mną?
Jak postawisz alko, bo jestem spłukany, to oczywiste, że zostanę.
No to zostaniesz. – Uśmiechnęłam się do niego i zaciągnęłam mu czapkę „papy smerfa” na oczyska, którą chwilę wcześniej założył na swoją głowę, pewnie uznając, że fryzury okalanej żelem już nie uratuje.
Lubiłam Huberta, był najlepszy z całej paczki, jak taki starszy brat, którego nigdy nie miałam.

Moje rzeczy zmieściły się do bagażnika skutera, bo nie miałam ich wiele. Ruszyliśmy na karuzele, wyposażeni jedynie w portfel i nieco gotówki. Już przeczuwałam, że będzie to jeden z lepszych weekendów mojego życia.

5 komentarzy:

  1. Tak mnie to zastanawia. Czy ta część na pewno miała być teraz dodana? W końcu z rozdziałów kiedy nie byli w sumie jeszcze parą ciężko o rozdział gdzie nagle nie dość, ze po ślubie ale on jeszcze siedzi w więzieniu.
    Tak poza tym to cieszę się, ze blog odżył nawet nie wiesz jak bardzo. Zobaczyłam tylko aktualną datę i myślałam, ze posikam sie ze szczęścia. Mam nadzieję, że juz takich długich przerw nie będzie :).
    a co do rozdziału to smutno mi, że ich przyszłość tak wygląda tym bardziej, że uwielbiałam ich jako parę. Jak Filip mógł tak się zmienić. Ciężko zagłębiać sie wgl w ten ich okres bo nie wiem co z czego wynikło. Jak on mógł ją zdradzić i dlaczego to zrobił? Czy ta miłość się wypaliła? Czy on chce ja przy sobie zatrzymać bo ją kocha czy nie chce być sam? I tak naprawdę czy Nikola serio mogłaby się rozwieźć z Filipem? Teraz mam tyle pytań co do ich przyszłości a zanim do tego dojdzie to pewnie jeszcze czeka nas sporo rozdziałów :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Boże! Wróciłaś! Zjebię cię najpierw za tak długi czas abstynencji od pisania, ale podziękuję za powrót, bo to opowiadanie zawsze mi się podobało, bo mieszało w sobie nastoletnią naiwność, lekkość, humor z brutalnym światem gangsterskim, patologicznym i strasznie problematycznym. Tak jakby Nicola, tymi swoimi 16-letnimi oczyskami obserwowała brutalną dorosłość, która przecież w przypadku tego opowiadania jest wyjątkowo brutalna.
    Nie spodziewałem się jednak takiej wstawki. Nie sądziłem, że dodasz rozdział z więzienia, gdzie Filip jest osadzonym, na dodatek on i Nicola są już małżeństwem. Zaczynam się zastanawiać w jakich okolicznościach doszło do ich zaślubin. Czyżby była w ciąży i rodzice to na nich wymusili? Pamiętam też ze starych rozdziałów, że Filip miał żonę, więc co się z nią stało? No tylko mi nie mów, że wsadzili go za bigamię? Już bardziej mi co niego pasują narkotyki, bo to też tłumaczyłoby w jakiś sposób przeszukanie. Nie mógł zrobić coś mocnego, coś aż tak złego, bo w końcu wychodzi na przepustki.
    Nicola z pewnością jest dojrzalsza w tym rozdziale, silniejsza, ale za to taka... smutna, zdeptana przez realia życia, a i Filip wygląda na mniejszego śmieszka, a większego drania.
    Dzieciaki cudowne, dziewczynka szczególnie, widać, że przylepa tatunia xD
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. A więc pozwoliłaś czytelnikowi poznać bohaterów jako nieco starszych. Nie jestem tylko pewna czy jako dojrzalszych. Niektóre cechy ich charakteru się wyolbrzymiły, a więc pokazałaś, że człowiek jako tako się nie zmienia, tylko jego czyny mogą być zróżnicowane. Filip nadal jest mocno pewny siebie i arogancki. Natomiast Nicoli dziwnie mi żal i zastanawiam się jak do tego doszło, że ona w ogóle została jego żoną. Czy ślub był wyjątkowo szybki, tak samo jak ten Julki, czy ciąża na tym zaważyła?
    Dzieciaki świetne. Marcelinka już kupiła moje serce.

    OdpowiedzUsuń
  4. Po przeczytaniu tej części trochę się pogubiłam. Początek był pisany z perspektywy starszej Nikoli, po czym pojawiła się wstawka z przeszłości, w której Nikola zamierza gdzieś zwiać ze swoją paczką. Może jakbyś to wspomnienie napisała kursywą, to nie miałabym na początku takiego "zaraz, o co tu chodzi?".

    Przyznam szczerze, że scena z więzienia podobała mi się bardzo, chociaż w ogóle nie podoba mi się zachowanie Filipa. Jest jeszcze bardziej wkurzający i arogancki niż zwykle. A ten tekst o załatwieniu pokoju, to już w ogóle jakaś masakra... Ale jakoś nie potrafię żałować Nikoli. Nigdy jej nie lubiłam, zawsze była według mnie nieodpowiedzialna i zbyt pewna siebie, więc nie umiem teraz stanąć po jej stronie i powiedzieć "przykro mi". Nie wiem, co się między nimi stało, ale mam wrażenie, że sama jest sobie winna. Chyba zawsze lubiła pakować się w kłopoty, więc teraz ma. Tylko tych dzieci szkoda.

    Powiem jeszcze tylko, że chociaż ten fragment sam w sobie podobał mi się bardzo, to jednak trochę nie podoba mi się to, że pojawił się już teraz. Bo to spoiler. Po rozdziale 9 nie wiemy, czy oni się jeszcze kiedyś spotkają, nie wiemy w jakich okolicznościach mogłoby do tego dojść, chociaż domyślamy się, że to pewnie zajdzie. I takie czekanie, niepewność byłoby super. A zamiast tego już w następnym rozdziale dowiadujemy się, że oni będą mieć dzieci i że Filip trafi do paki. Straszny spoiler. Ja osobiście dodałabym go za jakiś czas, za kilka-kilkanaście rozdziałów, żeby czytelnik nie miał na razie żadnych wiadomości, jak ich relacja się potoczy. Ale ja po prostu uwielbiam w opowiadaniach niepewność i stąd moje zdanie na ten temat;)

    Pozdrawiam!
    A, no i powiem jeszcze tylko tyle, że bardzo lubiłam wchodzić tu, by nadrobić rozdziały, bo chociaż wkurzają mnie bohaterowie, to wciągasz ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Widzę, że już chyba na dobre opuściłaś tego bloga. Wobec tego przestaję wchodzić w oczekiwaniu na rozdział. Jeśli kiedyś wrócisz, to daj znać ;)

    sila-jest-we-mnie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń